Bogusław Stanisławski: To prawda. Dlatego zastanawiamy się, czy nadal ograniczać się do obrony wolności politycznej, czy zająć się też negatywnymi skutkami globalizacji. Może odpowiedź przyniesie najbliższy zjazd Amnesty na jesieni.
- To człowiek, którego podstawowe prawa są łamane, mimo że nie użył przemocy. Od 1992 r. zajmujemy się też osobami, którym odmawia się prawa do określenia własnej tożsamości seksualnej. To znaczy, że bronimy transwestytów czy gejów tak samo jak więzionych za poglądy.
- Gdy zapadnie decyzja, by z takim sygnałem coś robić, do akcji wkracza tzw. researcher [dokumentalista i detektyw w jednej osobie - red.], który zwraca się do odpowiedniego rządu o pomoc. Gdy rząd nie współpracuje, szukamy kontaktu z tzw.obrońcą praw człowieka - może to być adwokat uwięzionego. Mamy zasadę, że każda informacja musi być potwierdzona przez cztery źródła. Jeśli jest zgoda rządu, wysyłane są misje, które oglądają więzienia, rozmawiają z więźniami.
Obiektywizm. Oddział Amnesty w danym kraju opiekuje się ludźmi więzionymi w innych państwach, żeby nie mówiono, że kogoś z lewa czy z prawa broni się bardziej.
Niezależność finansowa. Nie korzystamy z pieniędzy żadnych organizacji (np. UE czy ONZ), utrzymujemy się tylko z indywidualnych składek i datków, sprzedaży podkoszulków. Firma jest oszczędna: mamy 1000 pracowników etatowych i milion wolontariuszy pracujących za darmo.
I apolityczność - bronimy ludzi, nie oceniamy systemów rządzenia.
- Kampanie są skoncentrowane wokół wybranych przypadków i mają swoich adresatów - prezydentów i premierów winnych państw. Na ich biurka lądują setki tysięcy, czasem miliony listów i petycji. Czy to jest skuteczne? Dostajemy dziesiątki tysięcy listów od ludzi, którzy piszą, że żyją, bo upomniała się o nich Amnesty. Że przestano ich torturować. Że byli w sami celi, gdzie stali w wodzie albo wisieli. A potem sprowadzono ich do celi, gdzie byli ludzie. Wreszcie wyszli na wolność.
- Ta kampania trwa. Podpisy pod deklaracją, że dany obszar będzie strefą wolną od tortur zbieramy wszędzie. Zbieramy i w Polsce i w na koniec zwrócimy się do pana prezydenta i premiera. Taki podpis zobowiązuje. W razie pogwałcenia praw człowieka na tym obszarze, będzie się o tym zobowiązaniu przypominać...
- Niestety, tak. W tegorocznym raporcie Polska znalazła się wśród 152 krajów, gdzie stosowane są tortury. Chodzi o "falę" w wojsku i brak reakcji na to zjawisko ze strony dowódców, także o nieludzkie traktowanie ludzi w izbach wytrzeźwień. W oparciu o ustawę z 1982 r zachowanie personelu izb nie podlega weryfikacji sądu pod warunkiem, że nie nastąpi śmierć. Były przypadki torturowania ludzi w izbie wytrzeźwień, dwa z nich opisane są w raporcie. Raport mówi również o dwukrotnym pobiciu Cyganki przez skinheadów i bezczynności policji. Ta kobieta się ukrywa.
- Chciałoby się, by amerykańska demokracja była wzorcem, ale nie jest. Od pół roku prowadzimy kampanię w sprawie kary śmierci w USA. Ameryka to nie Chiny. Są prawdziwe sądy, można składać apelację, procedura apelacyjna trwa nawet 10 lat i niejednokrotnie okazuje się potem, że człowiek był niewinny. Zarzucamy też USA stosowanie tortur: w niektórych więzieniach można np. zakładać kajdany na nogi albo elektryczne kajdanki, niezwykle bolesne.
- Przeciwnie. Prezydent Clinton dziękował nam za zajęcie się sprawą łamania praw człowieka w USA i stwierdził, że nasze działania pomogą.
- Nie. Problemy zaostrzyły się wraz z pojawieniem się uchodźców. Dochodzi do tortur, okrutnego traktowania tych ludzi na tle rasistowskim. W latach 90. uznaliśmy sprawy uchodźców za priorytetowe.
- W polskiej Amnesty International działa 1000 osób i tylko w dwóch oddziałach warszawskim i gdańskim. Ta rocznica to okazja do apelowania o wstępowanie do Amnesty International.
Rozmawiała Maria Kruczkowska