Chodzi o dokument z sekcji zwłok, dołączoną od niego opinię biegłych oraz dokument z Instytutu Ekspertyz Sądowych. - Materiały świadczą o tym, że w umorzonej w 1977 r. przez prok. Nocunia sprawie śmierci b. boksera Mariana Węclewicza przeprowadzono właściwe czynności - powiedziała "Gazecie" prok. Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
W zeszłym tygodniu Nocuń został mianowany prokuratorem Prokuratury Krajowej. Media oskarżyły go, że pomagał zacierać ślady w sprawie śmierci Węclewicza, którego zwłoki znaleziono pół roku po zabójstwie Stanisława Pyjasa, działacza studenckiej opozycji zamordowanego najprawdopodobniej na zlecenie SB. Prokurator miał zarządzić, by nie przeprowadzano sekcji zwłok boksera, i w ten sposób utrudnić śledztwo dotyczące zabójstwa Pyjasa. Wersję, że bokser zabił Pyjasa na zamówienie SB, za najbardziej prawdopodobną uznał prowadzący w latach 90. śledztwo w sprawie śmierci opozycjonisty prok. Krzysztof Urbaniak. Przyjmowano też hipotezę, że SB mogła potem pozbyć się Węclewicza jako niewygodnego świadka. Z protokołu sekcji wynika, że przyczyną śmierci boksera był upadek z czwartego piętra i że przed śmiercią był pijany.
- Cieszę się, że te materiał znaleziono, chociaż wiedziałem, że wszystkie czynności były przeprowadzone prawidłowo. Rutynowo zajmowałem się sprawami takich zgonów jak śmierć Węclewicza. Nikt nie wiązał jej wtedy z zabójstwem Pyjasa. To wyszło dopiero na początku lat 90. Oskarżenia były dla mnie szczególnie przykre, bo właśnie kierowana przeze mnie prokuratura wznowiła w latach 90. postępowanie wyjaśniające śmierć Pyjasa - powiedział "Gazecie" Nocuń.