Zgłosiło się dziesięć osób: była wiceminister kultury Agnieszka Odorowicz; były szef Agencji Filmowej TVP Sławomir Rogowski; Michał Merczyński, dyrektor TR Warszawa, który pełni obowiązki tymczasowego szefa Instytutu; (Witold Bereś, publicysta "Gazety"; Grzegorz Bryl, właściciel agencji reklamowej; Andrzej Czarnecki, reżyser filmowy, twórca głośnego "Szczurołapa"; Wojciech Kabarowski, b.dyrektor ekonomiczny TVP SA; Maciej Karpiński, scenarzysta, kierownik działu literackiego Agencji Filmowej TVP; Piotr Reisch, dystrybutor filmowy, prezes zarządu SPI Int.; Lesław Wilk, twórca agencji Krakfilm i festiwalu filmów reklamowych w Krakowie.
Koperty z nazwiskami kandydatów otworzyła komisja konkursowa. Tego samego dnia rano premier Marek Belka przyjął dymisję Agnieszki Odorowicz ze stanowiska sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury. Jak wyjaśniła Odorowicz, jej rezygnacja była związana z udziałem w konkursie na szefa Instytutu Sztuki Filmowej: -Nie chciałam tworzyć wrażenia, że wywieram nacisk na komisję.
Odorowicz była odpowiedzialna w ministerstwie za nową ustawę o kinematografii. Na mocy tej właśnie ustawy powstał w sierpniu Instytut Sztuki Filmowej, który ma finansować produkcję filmów m.in. z odpisów od biletów kinowych i opłat od nadawców komercyjnych. Według szacunków może dysponować rocznie kwotą ok. 80 mln zł.
W skład komisji, która ma wyłonić nowego dyrektora, wchodzą przedstawiciele filmowców, nadawców prywatnych i publicznych, dystrybutorów, producentów, związków twórczych i Ministerstwa Kultury. Konkurs zostanie rozstrzygnięty w ostatnich dniach września.
dla Gazety
Agnieszka Odorowicz
była wiceminister kultury
Nie uważam doświadczeń z ministerstwa za wadę mojej kandydatury. Przeciwnie, dzięki temu, że współtworzyłam ustawę o kinematografii, lepiej znam prawne podstawy działania Instytutu. Pierwszy rok przesądzi o losach tej placówki, dlatego potrzebuje ona dobrego organizatora. Trzeba Instytut zbudować od podstaw, wyremontować siedzibę, stworzyć zespół, powołać szerokie grono ekspertów. Stworzyć mechanizm ściągania pieniędzy na działalność, bo same zapisy ustawy nie wystarczą. I chronić Instytut przed niepotrzebnymi konfliktami, także politycznymi.
Ustawa ma swoich przeciwników, ale wierzę, że żadne poważne ugrupowanie nie przyłoży ręki do jej likwidacji, bo nowe zasady finansowania to wielka szansa dla polskiego kina. Niezależnie od tego, kto zostanie dyrektorem, Instytut powinien dostać kredyt zaufania i przynajmniej dwa lata na rozruch. Po tym czasie politycy powinni sprawdzić efekty.
not. rom