Schizofrenia - choroba duszy

Chory na raka czy cukrzycę budzi współczucie. Chory psychicznie - strach. Jakby nie był w pełni człowiekiem. Odrzucamy wariatów, nie pozwalając im ani wyzdrowieć, ani żyć z chorobą

- Na klatce sąsiedzi mnie unikają, nie kłaniają się, dokuczają moim dzieciom. Sąsiada pijaka akceptują - mówi jeden z pacjentów chorych na schizofrenię. W niedzielę obchodziliśmy w Polsce Dzień Solidarności z Chorymi na Schizofrenię.

W Polsce żyje 400 tys. osób, u których lekarze rozpoznali tę chorobę. - Mają okresy zdrowia, w których mogą normalnie uczyć się, pracować, jeśli im to umożliwimy - mówi prof. Jacek Wciórka z Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, koordynator programu "Schizofrenia, otwórzcie drzwi". - Ludzie wyobrażają sobie, że chory to ktoś groźny, wariat - jak wariaci drogowi z reklamy PZU. A tymczasem statystycznie wśród chorych na schizofrenię jest tyle samo osób zagrażających innym, co wśród zdrowych.

Słowo może zabić

Na schizofrenię najczęściej zapadają młodzi, w wieku kilkunastu, dwudziestu paru lat. Jeśli chory ma przyjazne otoczenie, taka młodzieńcza choroba może być tylko jednorazowym epizodem. Licealistka Ania była normalna, zachorowała nagle. Po kilkutygodniowym pobycie w szpitalu wróciła do szkoły. Nie wytrzymała spojrzeń i szeptów "wariatka" - popełniła samobójstwo. Małgorzatę z małej podkarpackiej wioski po wyjściu ze szpitala sąsiadki zagadywały niby towarzysko, a za plecami słyszała: "Gada, jakby głupia nie była". Sześćdziesięcioletniego Jana słowo "wariat" i "głupi" prześladuje od dzieciństwa. Słyszy je wszędzie i ciągle, chociaż trudno powiedzieć, kiedy pada naprawdę, a kiedy pojawia się tylko w jego głowie.

Ludzie, którzy zachorowali na schizofrenię, bardziej niż choroby boją się tego, że usłyszą od innych słowo "wariat", które odbierze im człowieczeństwo, wyrzuci poza nawias. Takie napiętnowanie słowem opisali w pracach nadesłanych na rozstrzygnięty właśnie konkurs Fundacji Komunikacji Społecznej "Słowo może ranić, słowo może leczyć" (ogłoszono go w ramach programu "Schizofrenia, otwórzcie drzwi").

"Czasem wolałabym mieć rany na ciele od cięć nożem, niż w umyśle otwarte rany od bezmyślnie wypowiadanych słów" - napisała jedna z autorek. Napisali też uleczeni słowem. 50-letniego Mirosława z ciężkiej katatonii (chory nie reaguje na bodźce) wyciągnął kuzyn alkoholik i recydywista. Mył go, karmił, ubierał, prowadzał na spacery, a przede wszystkim mówił do niego. - Tłumaczył, że każdy z nas ma swoje więzienie, a moim więzieniem jest choroba - mówi Mirosław. - Takie słowo ma naprawdę wielką moc. W szpitalu pielęgniarki czy lekarze nieraz mówią nie do pacjenta, ale obok niego, jakby go nie zauważali. Wtedy czują on, że lekarz nie wierzy w jego wyzdrowienie - mówi Małgorzata Misiewicz, redaktor naczelna pisma "Dla nas", stworzonego przez i dla ludzi chorych na schizofrenię.

Leki gorsze od choroby

Z badań CBOS wynika, że 76 proc. Polaków uważa schizofrenię za chorobę wstydliwą, a 67 przyznaje, że chorzy są dyskryminowani: zwalniani z pracy, izolowani towarzysko, nie traktowani poważnie, mimo że czasem przez wiele lat są zdrowi. To sprawia, że starają się zaprzeczyć chorobie. - Dużo pacjentów zgłasza się dopiero po dwóch latach od pojawienia się objawów. Wcześniej leczą się np. alkoholem, narkotykami czy środkami uspokajającymi - mówi doc. Joanna Meder z Komitetu Naukowego ADHES w Polsce - międzynarodowego programu na rzecz chorych na schizofrenię. - Wielkim problemem w Polsce jest też stosowanie przestarzałych leków, które wywołują wiele skutków ubocznych: rozkojarzenie, drżenie rąk, zesztywnienie mięśni, opuchliznę, zaburzenia widzenia, ślinotok. Chorzy nie chcą brać tych leków, bo nie mogą po nich pracować, uczyć się, spotykać ze znajomymi. Te nowszej generacji, nie dające tych skutków ubocznych, nie są u nas, w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, Bułgarii, Rumunii czy Estonii, refundowane - mówi doc. Meder. Psychiatrzy przyznają, że połowa chorych nie bierze regularnie zaleconych leków.

Od 11 września w ramach akcji "Zdrowie psychiczne - wspólna sprawa" w całym kraju zbierane są podpisy pod listem do władz, apelującym o poprawę jakości życia osób chorych psychicznie. Jednym z postulatów jest udostępnienie chorym nowoczesnych leków i zapobieganie społecznemu odrzuceniu. Inicjatorami akcji są Komitet Naukowy ADHES, Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej założony przez księdza Arkadiusza Nowaka, znanego z działalności na rzecz nosicieli HIV i chorych na AIDS, oraz Związku Stowarzyszeń Rodzin i Opiekunów Osób Chorych Psychicznie "Pol-Familia". - Chcemy zmienić postawę społeczeństwa wobec chorych. To zadanie równie trudne, jak zmiana postawy wobec nosicieli wirusa HIV, które to przedsięwzięcie zaczęliśmy realizować przed piętnastu laty, a które w dużym stopniu się powiodło - mówi ks. Nowak.