Zagranica głosuje w Warszawie

Do walki o głosy Polaków za granicą stanęli warszawscy kandydaci do Sejmu. Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO) prezentuje się z Margaret Thatcher na ulotce rozdawanej w Londynie. Karol Karski (PiS), szef Rady Warszawy oplakatowuje polskie sklepy w Nowym Jorku i Chicago. Wszyscy liczą, że głosy z zagranicy przesądzą o podziale stołecznych mandatów.

Zgodnie z ordynacją wyborczą głosy oddane w wyborach poza Polską będą doliczone do okręgu warszawskiego. Oznacza to, że głosując w jakimkolwiek punkcie za granicą, dostaniemy kartę do głosowania z kandydatami starającymi się o mandat z Warszawy (do Sejmu stara się tu 537 osób z 18 komitetów; o cztery miejsca w Senacie przypadające na okręg stołeczny walczy 21 osób).

Najwięcej Polaków za granicą - aż 70 tys. - wzięło udział w unijnym referendum w 2003 r. W ubiegłorocznych wyborach do europarlamentu wzięło udział 5 tys. "zagranicznych" Polaków.

- Średnio w wyborach za granicą brało dotychczas udział od 30 do 50 tys. - mówi Miłosz Wilkanowicz, ekspert PKW.

Sztaby liczą na 60 tys. głosów

Jednak coraz więcej nas wyjeżdża do pracy w UE. Podczas konferencji prasowej poświęconej organizacji wyborów za granicą Witold Rybczyński, pełnomocnik MSZ ds. wyborów, posłużył się przykładem Islandii. W czasie poprzednich wyborów przebywało tam ok. 3 tys. Polaków. Dziś według danych MSZ ok. 10 tys. rodaków pracuje w zakładach przetwórstwa ryb.

- Po wejściu Polski do UE mamy w Irlandii 60-tys. grupę młodych ludzi, którzy przyjechali tu do pracy - mówi Małgorzata Kozik, konsul RP w Dublinie. - Wprawdzie na razie do polskiej ambasady zgłosiło się tylko 450 osób, które zgłosiły wniosek o wpis na listę wyborczą. Ale mam nadzieję, że większość odkłada to na ostatnią chwilę - mówi.

Według oficjalnych danych społeczność polska w Wielkiej Brytanii zwiększyła się od naszej akcesji do UE o 125 tys. Wraz z tzw. starą emigracją liczbę uprawnionych do głosowania Polaków przebywających w Zjednoczonym Królestwie szacuje się na przeszło pół miliona.

Do połowy września w londyńskim konsulacie na razie tylko 270 osób zadeklarowało chęć udziału w wyborach. Janusz Wach, konsul generalny RP, ma nadzieję, że w niedzielę ustawią się kolejki do urny.

- W Londynie widać też kampanię. Ostatnio na spotkanie z tutejszą Polonią przyjechał Paweł Poncyljusz, warszawski kandydat PiS. Zorganizował je w czasie meczów eliminacyjnych mistrzostw świata i frekwencja nie była wielka. Ale bodaj pierwszy raz w Londynie słychać o politykach starających się o mandat w polskim Sejmie - mówi konsul.

Ze względu na większą liczbę Polaków pracujących w krajach UE sztaby wyborcze spekulują, że tym razem za granicą może pójść do urn 60-90 tys. osób. Zgodnie z ordynacją ich głosy zostaną doliczone do okręgu warszawskiego.

Zagranica przesuwa na listach

Czy zagranica może wpłynąć na stołeczne wyniki? Szacuje się, że będzie to stanowiło 12-14 proc. głosów oddanych w okręgu warszawskim. Polacy poza krajem nie wpłyną więc najpewniej na to, ile mandatów w Sejmie zdobędą poszczególne partie. Jednak to, jak głosowała zagranica, może mieć decydujące znacznie podczas przyznawania miejsc konkretnym osobom.

- W zeszłych wyborach do Sejmu głosy Polonii przesądziły o tym, że z listy warszawskiej SLD dostał się do Sejmu słynny bokser Jerzy Kulej, a nie mniej znani poza krajem politycy. Zagłosowała na niego społeczność polska w USA, która pamiętała słynne mecze z jego udziałem - wspomina Ireneusz Tondera ze sztabu wyborczego SLD.

Dlatego coraz więcej kandydatów na posłów z listy warszawskiej prowadzi kampanię za granicą. Na agitację decydują się zarówno liderzy list, jak i tzw. zapychacze, czyli kandydaci, którzy wylądowali na mało atrakcyjnej pozycji, nie dającej wielkich szans na fotel w Sejmie.

Prawica jeździ

Hanna Gronkiewicz-Waltz, liderka warszawskiej listy PO prowadzi kampanię w Anglii, USA, Francji i na Ukrainie.

- Dobrze znam problemy Polonii, sama długo mieszkałam za granicą - mówi. Była wiceszefowa EBOiR przygotowała kilka rodzajów ulotek, w zależności od kraju, do którego trafiąją. Rozdaje się je głównie w sklepach i przed kościołami. - Na wersji ukraińskiej jestem na zdjęciu z prezydentem Wiktorem Juszczenką; na brytyjskiej z Margaret Thatcher, na amerykańskiej ze George'em Bushem seniorem - opowiada.

Inna droga dotarcia do wyborców za granicą to media polonijne. Przewodniczący Rady Warszawy Karol Karski (nr 12 na liście PiS) udzielił obszernego wywiadu wyborczego Polskiemu Biuletynowi Polonijnemu w Montrealu. Zdecydował się też na druk plakatów.

- Zawisną w USA. Mają dodatkową informację, że kandyduję do Sejmu RP. Nie chciałem, żeby mnie pomylono z kandydatami do kongresu - śmieje się Karski. Jego plakaty pojawią się w 200 polskich sklepach, m.in. w Nowym Jorku i Chicago.

Agitację poza krajem rozpoczął też Przemysław Wipler, z zawodu prawnik, startujący z 29. miejsca listy PiS. - Kampanię w Londynie prowadziłem od 31 sierpnia do 5 września - mówi. - Rozdawałem ulotki w polskich kafejkach internetowych, sklepach, przed nabożeństwami w polskich kościołach, podczas targów pracy. Pomagali mu koledzy ze studiów, którzy wyjechali do pracy w Londynie.

W Nowym Jorku i Chicago liczba Polaków znacząco nie wzrosła i - jak podaje nasz konsulat w Nowym Jorku - zainteresowanie wyborami jest niewielkie. Mimo to prawie co tydzień pojawia się tam jakaś gwiazda polskiej sceny politycznej. Niedawno Stany odwiedziła Hanna Gronkiewicz -Waltz. Brała udział w spotkaniach z Polonią razem z Janem Rokitą. Do największych skupisk Polaków w USA pojechał też Paweł Poncyljusz.

- Spotkanie z amerykańską Polonią było bardzo miłe. Ci ludzie są bardziej spragnieni kontaktu z politykami niż mieszkańcy Polski - przyznaje Poncyljusz.

Lewica przespała

Lewica przespała szansę, jaką jest prawdopodobny wzrost liczby Polaków głosujących poza krajem. Marek Borowski, numer jeden warszawskiej listy SdPl, był w Ameryce w czerwcu, jeszcze przed kampanią. - Niestety, teraz nie kolportujemy tam nawet plakatów czy ulotek - ubolewa Włodzimierz Nieporęt ze sztabu SdPl.

Samoobrona reklamuje się w polonijnych rozgłośniach. - Nie podróżujemy, nie spotykamy się, poprzestaliśmy wyłącznie na spotach radiowych do Polonii - wyjaśnia Grzegorz Skwierczyński, szef młodzieżówki Samoobrony.

Giertych zbyt zajęty

LPR postawiła na bezpośrednie spotkania z Polakami za granicą. - Roman Giertych zbyt zajęty jest w kraju, więc padło na mnie. Pojutrze lecę do Toronto, gdzie od piątku do niedzieli nasi partnerzy zaplanowali cały cykl spotkań przedwyborczych - mówi Waldemar Roszkiewicz, wicemarszałek województwa mazowieckiego, nr 2 na liście warszawskiej.

Liga zrezygnowała z plakatów i ulotek. Gros agitacji za granicą prowadzi przez internet.

Poza Polską utworzono 162 obwody. Siedzibą komisji są najczęściej nasze ambasady i konsulaty.

Aby zagłosować, musimy dopisać się do spisu wyborców najpóźniej do 20 września. Np. jeśli pracujemy w północnych Niemczech, powinniśmy to zgłosić konsulowi w Hamburgu lub Berlinie (telefonicznie, faksem, mailem), podając numer paszportu lub dane z dowodu osobistego.

Możemy też z urzędu gminy, w której jesteśmy zameldowani, wziąć dokument uprawniający do głosowania w dowolnym obwodzie Polski i świata (osobne na wybory parlamentarne i prezydenckie).

Głosując za granicą, musimy mieć paszport; w krajach UE wystarczy dowód osobisty.