Przypomnijmy - w lipcu "Rzeczpospolita" napisała o notatce sporządzonej w 1990 r. przez b. kaprala SB Pawła Kosibę. Siedmiostronicowa notatka była przeznaczona dla krakowskiej komisji weryfikującej kadry SB. Kosiba napisał ją, bo ubiegał się o pracę w UOP. W tym dokumencie tylko jedno zdanie dotyczyło Przewoźnika. Było w nim jego imię, nazwisko, adres i słowa "informował o PAX". Kosiba, który pracuje w policji, mówił w lipcu 2005, że w swojej notatce może "popełnił przekłamanie" i że Przewoźnik nie był jego agentem.
Ale nie ta notatka stała się przyczyną odrzucenia kandydatury Przewoźnika. Jak się dowiedzieliśmy ze źródeł dobrze poinformowanych, notatka Kosiby dla IPN nie była ważna, bo jest to dokument nie z czasów SB, lecz pisany już w III RP, a więc post factum.
W IPN znalazły się dokumenty z numerem ewidencyjnym i pseudonimem przypisywanym Przewoźnikowi. Zdaniem źródeł "Gazety" nie są to dowody na współpracę z SB. Ustawa o IPN jest bardzo rygorystyczna. Dyskwalifikuje z wyścigu o fotel prezesa osoby, wobec przeszłości których są jakiekolwiek negatywne ślady. Nazywa te ślady "przesłankami".
Tymczasem ustawa lustracyjna wymaga dowodów współpracy, nie przesłanek. Może się więc zdarzyć tak, że sąd lustracyjny uzna, że nie współpracował on z SB. Lustracja Przewoźnika, o którą on sam poprosił, zacznie się we wtorek.
Decyzja Kolegium nie była jednomyślna. Jedna osoba była przeciw dyskwalifikacji Przewoźnika, a jedna się wstrzymała.
Przewoźnik powiedział nam, że o decyzji Kolegium dowiedział się od dziennikarzy. - Kolegium powinno naprzód poinformować zainteresowanego - powiedział "Gazecie" i dodał: - Wiem, co robiłem. Nie współpracowałem z SB. Nie wiem tylko, co SB o mnie pisała.
Do kolejnego etapu wyłaniania kandydata na prezesa IPN przeszło dziewięciu kandydatów. Odpadł tylko Przewoźnik. Przesłuchania tej dziewiątki zaczną się w środę przed Kolegium IPN. Następnie przedstawi ono jednego kandydata nowemu Sejmowi. Ten zaś musi go zaaprobować większością 3/5 głosów. Na nowego prezesa musi się też zgodzić Senat.