W ciągu najbliższych kilku lat Norwegia nie odmrozi kwestii wejścia do UE

Choć nowym premierem Norwegii został zwolennik wejścia tego kraju do Unii Europejskiej, w ciągu najbliższych 2-3 lat nie odważy się na zwołanie kolejnego referendum w tej sprawie. To Unia potrzebuje dziś bardziej Norwegii niż Norwegia Unii

Jens Stoltenberg, 46-letni szef Norweskiej Partii Pracy, zaczął wczoraj formowanie rządu, do którego oprócz socjaldemokratów wejdzie Socjalistyczna Partia Lewicy i dawna partia chłopska a dziś Partia Centrum. Po zwycięstwie w poniedziałkowych wyborach ma szansę stanąć na czele pierwszego od ponad 20 lat rządu mającego większość w parlamencie. Jak przekonują eksperci, nie wyjmie szybko z lamusa pogrzebanej 11 lat temu kwestii członkostwa Norwegii w UE.

Nowy premier nie zaryzykuje od razu rozpadu koalicji - przeciwnicy wejścia do UE są nie tylko w Partii Centrum i Socjalistycznej Partii Lewicy, ale i w jego własnej partii.

Stoltenberg nie może też ignorować nastrojów społecznych. Dlatego też jak zapewnia "Gazetę" publicysta Nils Morten Udgaard nowy rząd nie będzie poruszał w ciągu najbliższych 2-3 lat sprawy członkostwa. - Wciąż jest zbyt mało zwolenników wejścia do Unii - mówi Udgaard. Ostatni sondaż pokazywał, że odsetek ten skurczył się do 35,5 proc.

Dlaczego Norwegowie nie chcą wchodzić do Unii? Bo uważają, że nie warto stawiać na szali swej suwerenności politycznej i gospodarczej, tylko po to, by płacić miliardy euro do unijnej kasy. Tym bardziej, że jako mały krajem (4,6 mln ludzi) zyskaliby znikomy wpływ na decyzje w Brukseli. Z dochodem sięgającym 40 tys. dol. na głowę wartym dziś 180 mld dol. funduszem tworzonym za pieniądze z ropy stać ich np. na bardzo ambitną politykę zagraniczną.

Norwegia nie potrzebuje też wchodzić do strefy euro, bo jej gospodarka radzi sobie świetnie. Przeciw wejściu do UE są norwescy rybacy, którzy nie chcą się dzielić się łowiskami, i rolnicy, którzy boją się, że stracą dopłaty do produkcji, które są wyższe niż w UE. Dlatego też Norwegia jest jedynym krajem Europy, który dwukrotnie odrzucił członkostwo w UE.

Jak tłumaczy nam Jakub Godzimirski z Norweskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w Oslo, kryzys w Unii związany z odrzuceniem konstytucji w referendach we Francji i w Holandii umocnił Norwegów w eurosceptycyzmie.

Norwegia jest szóstym partnerem handlowym UE, a eksport do 25 krajów wspólnoty daje prawie połowę norweskiego PKB. Pomijając wybuchające raz po raz wojny łososiowe (UE broni się cłami przed tanim hodowlanym łososiem), jej stosunki z Unią są bardzo dobre. A dzięki obecności w Europejskim Obszarze Gospodarczym (EOG) jest właściwie jedną nogą w Unii - Norwegia musi przestrzegać praktycznie większości unijnego prawa, co roku wpłaca kilka miliardów koron do specjalnego funduszu wspierającego biedniejszych członków UE, w tym Polskę.

Gdy Niemcy nie chcą płacić więcej do unijnej kasy, Francja straciła polityczną siłę, a nowi członkowie UE wciąż wyciągają ręce po pieniądze, to Bruksela bardziej potrzebuje dziś Oslo - a nie odwrotnie.