Jeśli wszystko pójdzie według planów Komisji, to całodobowe radio dla Białorusi zacznie nadawać już 1 stycznia. Audycje nowego radia mają uzupełnić 15-minutowy program, który od października chce nadawać Deutsche Welle. Nie wiadomo tylko, czy zadowoleni będą sami Białorusini. Już w sierpniu, gdy Deutsche Welle ogłosiła, że będzie nadawać po rosyjsku, do redakcji niemieckiej radiostacji przyszło mnóstwo listów z Białorusi z protestami, że Unia chce rusyfikować Białoruś.
Teraz wiele wskazuje na to, że zwycięzca przetargu UE na dużą sumę 2 mln euro również będzie nadawać po rosyjsku. Dlaczego? - Początkowo Komisja chciała dopuścić tylko nadawców rosyjskojęzycznych - opowiada "Gazecie" wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Janusz Onyszkiewicz. - Po naszych protestach białoruskojęzyczni mogą wprawdzie startować, ale ich szanse nie są największe. Urzędnicy w Brukseli w ogóle nie rozumieją, jaką rolę odgrywa język białoruski, że jest nie tylko powszechnie rozumiany, ale jest też nośnikiem świadomości obywatelskiej.
Kontrowersje wzbudzają również kolejne żądania Komisji. Stacje radiowe, które przystąpią do przetargu, muszą wykazać, że mają ponad 1 mln słuchaczy w krajach b. ZSRR, a ich roczny obrót przekracza 3 mln euro.
- To oznacza - mówi Onyszkiewicz - że w praktyce rzecz się rozstrzygnie między Deutsche Welle, BBC, France International i Euronewsem. A Polskie Radio, które przecież już od dawna nadaje pewną część programu po białorusku, albo białostockie Radio Racja zostaną wykluczone.
Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego nie jest pewien, czy zdoła przekonać Komisję do zmiany warunków przetargu. Komisarz Ferrero-Waldner odpowiedzialna za Wschód do Białorusi serca nie ma - mówi Onyszkiewicz.