Andżelika Borys przyjeżdża do Parlamentu Europejskiego w Strasburgu

Czy czwartkowe wystąpienie Andżeliki Borys w Strasburgu pomoże przekonać unijnych posłów do zajęcia się sprawą polskiej mniejszości na Białorusi? Na pewno stanie się kolejnym dowodem na to, że reżimowi Łukaszenki nie wolno pobłażać

Tę wizytę długo trzymano w tajemnicy. - Obawialiśmy się, że białoruskie władze nie wypuszczą szefowej Związku Polaków na Białorusi - mówi "Gazecie" Bogdan Klich, europoseł z PO, który stoi na czele delegacji ds. Białorusi Parlamentu Europejskiego. To właśnie na tym forum stanie w czwartek usunięta przez reżim Łukaszenki prezes ZPB.

Nasi posłowie liczą, że na spotkanie Borys przyjdzie wielu deputowanych, a nie tylko nieco ponad 20 członków delegacji ds. Białorusi. Nie martwią się natomiast, że przepadł wniosek przeprowadzenie plenarnej debaty Europarlamentu o Białorusi. Takich debat było już kilka, a przed wakacjami Parlament ostro potępił to, co Mińsk robi z opozycją i mniejszościami narodowymi. - Komisja Europejska i Rada Ministrów UE wiedzą, co mają robić, czas na działanie - mówi Klich.

Niestety, działania Unii są raczej słabe. W tym roku białoruscy demokraci mogą liczyć tylko na 2 mln euro unijnej pomocy. Komisja wysupłała wprawdzie 138 tys. euro dla niemieckiego radia Deutsche Welle na audycji dla Białorusinów, ale będą one nadawane nie po białorusku, lecz po rosyjsku.

Polscy deputowani liczą, że dzięki takim akcjom jak przyjazd Borys do Strasburga Unia zacznie hojniej wspierać siły demokratyczne na Białorusi. Wiele zrobiłoby uproszczenie procedur przyznawania pomocy i pozostawienie więcej swobody europejskim organizacjom praw człowieka, które rozdzielają pomoc dla Białorusi.

Chodzi jednak o coś więcej niż pieniądze - o zmianę nastawienia. Opowieść Borys o tym, jak ludzie Łukaszenki zmusili ZPB do zmiany prezesa, ma być kolejnym dzwonkiem alarmowym. - Staramy się przekonać wszystkich, że prześladowania na Białorusi to problem całej Europy - mówi Klich.

Ale niechęć Brukseli i kilku innych krajów "starej" Unii do zmiany polityki jest spora. Polscy eurodeputowani mówią, że po pierwsze, unijna komisarz ds. stosunków zewnętrznych Austriaczka Benitę Ferrero-Waldner wolno się uczy wschodniej polityki Unii wobec Ukrainy czy Białorusi. Drugi powód jest techniczny - Komisja Europejska jest zbyt zbiurokratyzowana, by skutecznie wspierać siły demokratyczne działające często półlegalnie.

Trzeci i najpoważniejszy powód ostrożności Unii nazywa się Rosja. Ferrero-Waldner podobnie jak wielu innych unijnych polityków hołduje starej zasadzie, że stosunki wobec Ukrainy i Białorusi nie mogą się rozwijać kosztem Rosji. Tę barierę przeskoczyć najtrudniej i strasburskie wystąpienie Andżeliki Borys tu raczej nie pomoże.