Zakazali zawracania przed granicą

Co ma zrobić kierowca, który chce zawrócić na drodze dojazdowej do polsko-niemieckiej granicy w Kołbaskowie? Przekroczyć granicę, przejechać 20 km i odprawić się dwa razy

Chodzi o dwukilometrowy odcinek dojazdowy do granicy od polskiej strony, gdzie zbiegają się trasy z Gdańska i ze Szczecina. Wystarczy, że ktoś pomyli drogę - co się często zdarza kierowcom w drodze między obu miastami - a już musi się poddać misternej granicznej obróbce. To samo dotyczy ok. 150 pracowników nadgranicznych stacji benzynowych - żeby nie odprawiać się dwa razy dziennie, zostawiają auto po stronie "wjazdowej", a sami skaczą do pracy przez autostradowe barierki. Cierpią dostawcy towarów, a także taksówkarze i pasażerowie rejsowych kursów autokarowych z przystankiem końcowym na granicy właśnie.

- Kiedy Niemcy jadą do Szczecina na zakupy, zostawiają auta po swojej stronie granicy i zamawiają nasze taksówki. A my z każdym kursem musimy zwiedzać niemieckie wsie, nadrobić po 20 km i jeszcze tracić czas na graniczną kontrolę - mówi Bazyli Neczaj, prezes Zrzeszenia Transportu Prywatnego w Szczecinie

A wszystko z powodu autostrad - kilkaset metrów przed granicą kończy się polska, a zaczyna niemiecka. Metalowe barierki dzielą dwupasmowe nitki drogi aż do punktów kontrolnych, które stoją już na niemieckiej ziemi. Dawniej w barierkach były przerwy, tak żeby każde auto mogło przed granicą zawrócić. Wiadomo - odprawy celne blokowały ruch, przed przejazdem mógł się rozmyślić każdy, komu nie chciało się czekać w kolejce. Teraz te przejazdy są zagrodzone szlabanami.

- To decyzja Niemców, teren należy do nich, więc my musimy przestrzegać ich przepisów - mówi por. Agnieszka Dorsz, p.o. rzecznika Pomorskiej Straży Granicznej w Szczecinie. - Chodzi o bezpieczeństwo - na autostradzie nie można zawracać, a manewry tuż przed punktami kontrolnymi zakłóciłyby ruch na przejściu.

Jak to działa? Z panem Markiem, pracownikiem przygranicznej restauracji, wieziemy jednorazowe ręczniki i detergenty do bliźniaczego punktu po drugiej stronie drogi. Restauracje stoją tak blisko, że ich pracownicy mogliby się porozumiewać, krzycząc przez drogę. Ale samochodem dojedziemy tam za godzinę. Próbujemy zawrócić przy punkcie kontrolnym przed barierkami, ale funkcjonariusz straży granicznej nam nie pozwala. Nie mam paszportu, więc zostaję na granicy. Pan Marek jedzie 10 km do niemieckiego miasteczka Pencun, gdzie ma pierwszy zjazd z autostrady, który pozwala mu zawrócić, potem jeszcze 20-minutowa kolejka na wjeździe do Polski i kolejna odprawa. Taką wymianę towaru musi zrobić co najmniej trzy razy dziennie, kilka razy dziennie jeżdżą też do obydwu restauracji dostawcy towaru. Z jajkami czy z chlebem - muszą się odprawić na granicy.

Nie inaczej odbywają się dostawy paliw do stacji benzynowych.

- Musieliśmy załatwiać pozwolenia na przewóz materiałów niebezpiecznych przez dwa niemieckie powiaty, płacimy za przejazd po niemieckich autostradach i kierowcom za dodatkowe godziny pracy - mówi Grzegorz Nowotarski, specjalista ds. handlowych spółki Orlen Transport w Szczecinie. Od kilku miesięcy Orlen zabiega o zmianę ruchu na granicy: - Proponowaliśmy GDDKiA, aby wykonała nawroty po stronie polskiej, ale ta propozycja nie została zaakceptowana. Rozważamy, czy podjąć próby wykonania tej inwestycji częściowo ze środków koncernu oraz innych firm przygranicznych - mówi rzecznik PKN Orlen S.A. Dawid Piekarz.

- Paradoksalnie kłopoty z zawracaniem w Kołbaskowie zaczęły się po wejściu Polski do Unii - mówi Krzysztof Jasiak ze szczecińskiej Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - Bo kiedy Kołbaskowo było przejściem granicznym z pełnymi rygorami, funkcjonowało jak swego rodzaju enklawa drogowa. Ale teraz to tylko punkt graniczny w ciągu autostrad i obowiązują tu przepisy jak na autostradzie. A i na polskiej, i na niemieckiej autostradzie nie można zawracać.