Gdyby z pomysłem pozbawienia Bema patronatu szkoły wyskoczył ktoś w czasach II Rzeczypospolitej, zostałby uznany za wroga niepodległej Polski. Groźnego, bo mieszającego w głowach dzieciom.
Siedleccy radni będą głosować nad wnioskiem o zmianie patrona Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 6. Chcą by zamiast imienia Józefa Bema nosił imię Ojca Świętego Jana Pawła II. Za pomysłem stoją dyrektor Jerzy Celiński Mysław (kandydat na posła LPR) i radny PiS Stefan Somla. Zarzucają Bemowi przejście na islam.
Pomysł wygląda na efekt zwykłego nieuctwa. Radnemu nieznajomość historii może i uchodzi, ale dyrektor szkoły powinien poszukać sobie innego zawodu. Bem to dla wielu pokoleń Polaków bohater równie wielki jak Tadeusz Kościuszko, Kazimierz Pułaski czy książę Józef Poniatowski.
Całe życie walczył o niepodległą Polskę. Był zawodowym żołnierzem, ale też głębokim patriotą. Miał ledwo 15 lat, gdy w 1809 r. wstąpił do armii Księstwa Warszawskiego dowodzonej przez ks. Józefa Poniatowskiego. To była świetna szkoła. Studiował teorię artylerii i inżynierii i w randze porucznika uczestniczył w kampanii napoleońskiej. W 1823 r. doprowadził do utworzenia w armii polskiej korpusu rakietników. Ile ówczesnych armii mogło pochwalić się podobnymi korpusami! Gdy wybuchło powstanie listopadowe, zadecydował o zwycięstwie nad Rosjanami w bitwie pod Iganiami 19 kwietnia 1831 r., a w bitwie pod Ostrołęką uratował naszą armię przed kompletną katastrofą. Gdyby to on dowodził wojskiem polskim w powstaniu listopadowym, być może byłoby ono wygrane.
Potem emigrował. We Francji zabiegał o formowanie legionów polskich. Próbował je tworzyć w czasie Wiosny Ludów we Lwowie. Wreszcie ruszył do Wiednia, gdzie o Polskę walczył jako dowódca sił rewolucyjnych broniących miasta przed wojskami habsburskimi. I choć powstanie zostało stłumione, to poniekąd odniósł sukces, bo cesarstwo austriackie po poniesionych klęskach wkroczyło na długą drogę reform. Największe straty zadał Austriakom i Rosjanom Mikołaja II na Węgrzech, gdzie Lajos Kossuth powierzył mu naczelne dowództwo armii w Siedmiogrodzie. Węgrzy go pokochali. Do dziś używają przydomka Bem Apo, czyli ojczulek Bem, a jego pomniki i ulice znajdziemy w wielu miasteczkach. Powstanie węgierskie upadło. Bem znalazł się w Turcji. Dlaczego tam? To oczywiste. Turcja w XIX wieku uchodziła za najwierniejszego sprzymierzeńca nieistniejącej już Polski. Przeszedł na islam nie po to, by bałamucić tureckie dziewczęta, tylko po to, by walczyć o sprawę polską. Tego siedlecki radny nie wie! Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że Turcja zmierzy się z Rosją. A słaba Rosja to większa szansa na wolną Polskę. Niestety, wojny nie dożył. Zmarł na febrę o kilka lat za wcześnie, w roku 1850. Cztery lata później połączone siły tureckie, brytyjskie i francuskie wylądowały na Krymie. Nie zdobyły go. Gdyby mieli Bema, kto wie, może los tej wojny potoczyłby się inaczej.
Gdy dziś dowiaduję się o pomyśle domorosłych znawców historii, ręce mi opadają. Wstyd i hańba!