- Walili pięściami w drzwi, dobijali się do okien naszego parterowego mieszkania. Darli się, że mam otwierać - opowiada Anna, siostra Andżeliki, która była sama w mieszkaniu, kiedy naszli je dwaj funkcjonariusze milicji kryminalnej.
- Przyszłam, kiedy oni już byli w środku i przesłuchiwali Anię. Zaczęli mnie wypytywać, kto z moich znajomych pobił i okradł w piątek wieczorem pod moim domem Michała Dworczyka, działacza komitetu Solidarni z Białorusią, który przyjechał z Polski. Pytali też, czy Michał w plecaku, który mu ukradli, miał zakazane ulotki - opowiedziała nam Andżelika.
- Nakrzyczałam na nich, żeby nie robili ze mnie idiotki. Powiedziałem, że sami pobili Michała, sami zabrali mu plecak i najlepiej wiedzą, co w nim było. Kazałam im się wynosić z mieszkania - dodała Borys.
Jej zdaniem najście milicji było ostrzeżeniem i demonstracją siły. Borys i jej zwolennicy nie uznali wyników zorganizowanego przez administrację państwową w Wołkowysku sobotniego zjazdu Związku Polaków na Białorusi, który oddał władzę nad ZPB nowym ludziom lojalnym wobec Łukaszenki. Również Warszawa nie uznała wyników zjazdu i wybranych na nim nowych władz Związku. Zdaniem naszego MSZ zjazd był przeprowadzony w naruszeniem zasad demokratycznych.
Wczoraj sąd w Szczuczynie uznał Andrzeja Poczobuta, bliskiego współpracownika Andżeliki Borys, za winnego wszczęcia awantury pod miejscową komendą milicji i ukarał go mandatem w wysokości 50 tys. rubli (około 25 dolarów). Brat Poczobuta Stanisław trzeci dzień czeka w areszcie na rozprawę za to, że w sobotę próbował dostać się do Wołkowyska, wioząc w samochodzie transparent z napisem "Precz z Targowicą!".