Po Festiwalu Jedynki w Sopocie

Za nami pierwsze starcie telewizyjnej wojny na sopockie festiwale między TVP i TVN. Jeśli zakończony w sobotę Festiwal Jedynki w Sopocie czymś zaskoczył widzów, to kontowersyjną formułą pierwszego dnia koncertów

Kto w ten weekend nie oglądał Festiwalu Jedynki w Sopocie, nie ma czego żałować. Publiczna TVP wymyśliła, że stoczy wojenkę z komercyjnym TVN na sopockie festiwale i jej pewnie - pod względem finansowym - nie przegra: reklam co niemara, a i widownia ogromna.

Widzowie festiwalu mogli, wysyłając SMS-y, wybrać "Przeboje lata Jedynki". Najwięcej głosów dostała piosenka "Niech mówią, że to nie jest miłość" w wykonaniu tria w składzie Olga Szomańska, Przemysław Branny i Piotr Rubik (czek od TVP na 50 tys. zł). Drugie miejsce zajął ekswokalista bojsbendu Just Five Bartek Wrona za piosenkę "Maria" (30 tys. zł), a trzecie - Golec uOrkiestra "Bo lato rozpala" (15 tys. zł). W konkursie brały udział piosenki 14 wykonawców (m.in.: Łzy, Czerwone Gitary, Mezo, Mietek Szcześniak, Lusia i Mario Szaban).

Dziennikarze TVP wytropili, że Craig David (niezły zresztą występ) miał w hotelu wygodne łóżko, a wokalistka zespołu Blondie Debbie Harry samodzielnie zrobiła sobie na śniadanie omleta i mimo 60 lat "trzyma się świetnie i sami by się za nią oglądali na ulicy".

A rozrywka? Najlepszy był właśnie koncert Blondie. Muzyka, która święciła triumfy na przełomie lat 70. i 80., rzeczywiście wciąż brzmi świetnie i inspirująco. Nawet jeśli zespół chwilami grał nierówno, a wokalistka troszkę fałszowała.

Tylko dlaczego telewizja publiczna zwykle to, co najlepsze, pokazuje w paśmie dla nietoperzy? Koncert Blondie zaczął się po północy z soboty na niedzielę. Pewnie dlatego, by prowadzący Sopot musieli porozmawiać z muzykami - w niekończących się przerwach między koncertami i blokami rekalmowymi. A wynikało z nich mniej więcej tyle, ile podczas widowiska sportowego z rozmowy z piłkarzami schodzącymi na przerwę do szatni.

I wreszcie piątkowy koncert "Przeżyj to sam, czyli przeboje z przebojami". TVP na swoich stronach internetowych, w niezliczonych spotach autopromocyjnych, nawet w czasie prognozy pogody, przekonywała, że usłyszymy piosenki, "które obaliły komunę", zespołów, które "zmieniły nasze myślenie": Perfectu, Manaamu, Lombardu, Lady Pank, Turbo. Że w latach 80. "kontrolowane przez państwo wytwórnie płytowe, radio, telewizja ignorowały i nie wydawały płyt tych niepokornych zespołów" (wszystko cytaty z czwartkowych "Wiadomości"). Wszystko zapowiadane ze śmiertelną powagą.

Żeby było jasne: nie zamierzam oceniać moich ówczesnych idoli, bo w dorosłe życie wszedłem w samej końcówce PRL, gdy system był już bez zębów i prawie nie kąsał. Władze traktowały wtedy muzykę rockową jako rodzaj wentyla bezpieczeństwa i liczyły na to, że dzięki niej odciągnie młodzież od knucia przeciw PRL-owi.

Piszę więc tylko dla porządku. Pamiętam doskonale przecież, że ówczesne wyprawy na koncerty rockowe były dziecinnie proste: wystarczyło mieć bilet. "Autobiografię", "Mniej niż zero", "Dorosłe dzieci", "Przeżyj to sam" znała cała Polska, ale nie z zakazanej Wolnej Europy (bo tam puszczano songi Jacka Kaczmarskiego), tylko z państwowej radiowej "Trójki" i jej listy przebojów (istniejącej zresztą od kwietnia 1982 r., czyli od piątego miesiąca stanu wojennego). Kilkusettysięczne nakłady płyt tłoczono nie w zakonspirowanych wydawnictwach, ale w państwowch wytwórniach fonograficznych. Plakaty naszych idoli mieliśmy zaś nie z gazet wydawanych poza cenzurą, ale z legalnych tygodników w rodzaju "Razem", "Chłopska Droga" czy "Radar".

Po co zatem to całe zadęcie ideologiczne? Mnie się podobało, bo wciąż lubię TSA, Maanam czy Kobranockę. Dobrze jednak, że nie zagrał np. Bajm z przebojem "Józek, nie daruję ci tej nocy". Bo może przy okazji usłyszelibyśmy, że tekst piosenki oznaczał sprzeciw wobec wprowadzenia w nocy z 12 na 13 grudnia stanu wojennego, a imię Józek tak napradę czyta się Wojtek (Jaruzelski).

Na szczęście artyści grający w Sopocie nie potrzebowali roli kombatantów walki o wolność i niepodległość. Sytuację ratował też prowadzący koncert Wojciech Mann - sugerował, że w latach 80., szczególnie w końcówce, było "bardziej śmiesznie niż strasznie".

To był tylko rock and roll. A z komuną walczono gdzie indziej.

piątek, sobota, Festiwal Jedynki w Sopocie, TVP 1, od godz. 20.10