Daniec mówi o fryzurach

Z komikiem Marcinem Dańcem o fryzurach rozmawia Jurek ludzik Metra

Ludzik Jurek: Dzwonię do Pana od godziny, a Pan wciąż u fryzjera! Ile mężczyzna może siedzieć u fryzjera?!

Marcin Daniec: Żeby mieć zadbaną fryzurkę, trzeba około godziny.

Godzinę?! To chyba były wałki, lokówki, farbowanie i Bóg wie co jeszcze?

- Bez przesady. Trzeba było pościnać końcówki, przyciąć wąsy. Teraz mam bardzo króciutkie włoski.

Był żelik?

- Był, ale w minimalnej ilości. Tylko tyle, aby w czasie huraganu nie fruwały na wszystkie strony.

Nożyczki były w użyciu, czy tylko maszynka?

- Wszystko, co było pod ręką. Duża maszynka i taka mała do ścinania włosków w okolicach uszu i nosa.

Nosa też?!

- To jest moja obsesja. Żadnych wystających włosów!

Takie przesiadywanie u fryzjera to raczej domena kobiet. W życiu bym się nie spodziewał, że facet może to robić równie długo.

- To prowokacja! Mężczyzna dbający o wygląd ma być niby mało męski?! Niemęski jest facet, która ma na głowie przypadkową fryzurę i krzaczaste długie brwi.

A pod takim garnkiem z suszarką w środku też Pan siedział?

- Na to już bym się nie dał namówić. To nie byłoby już zbyt męskie. A tak w ogóle to zastanawiam się, na co mężczyźnie włosy, skoro ma na głowie zupełnie inne problemy?

Kto dba o Pana fryzurę? Kobieta czy mężczyzna?

- Moja ulubiona fryzjerka.

Można wiedzieć kto?

- Pani Dorotka. Do niej po prostu przychodzę i mówię, jak w restauracji: "to samo co zawsze".

Jak często siedzi Pan u niej na fotelu?

- Przynajmniej raz w miesiącu.

Jak się poznaje takie osobiste fryzjerki?

- To zasługa żony, bo to na początku była jej fryzjerka. Moja małżonka pewnego dnia zadecydowała, że już koniec z fryzurami czeskich piłkarzy, czyli dywanem długich włosów na karku. Postanowiła, że chce mieć u swojego boku dojrzałego mężczyznę, więc co miałem robić?

Poza fryzjerem komu Pan jeszcze płaci za swoją elegancję?

- Właścicielom sklepów z ciuchami. Ale bez obsesyjnej gonitwy za modą. Mój styl to sportowa elegancja. Teraz wiem, że w modzie są bojówki, ale to nie dla mnie. Jak zobaczę te kilkanaście kieszeni... Nie będę jednak ukrywał, że czasami lubię się "odstrzelić".

I jak to wtedy wygląda?

- Ładny garnitur i t-shirt. A jak wielka gala, to, oczywiście, śnieżnobiała koszula i krawat. I rzecz absolutnie podstawowa - czyściutkie, eleganckie buty.

Boss i Valentino zarobią na Dańcu?

- Broń Boże! Nikt u mnie nie znajdzie choć jednej metki tych panów.