Religijni osadnicy zostaną w Gazie do końca, przysięgają zemstę premierowi

Jeśli Szaron podniesie rękę na Gusz Katif, nie pomoże mu żadna ochrona, nie ukryje się w żadnym bunkrze. Ludzie wyjdą na drogi w całym Izraelu, wojsko nie wykona haniebnych rozkazów - mówi jeden z osadników

Po piątkowej, wieczornej modlitwie rabin Igal Kamieniecki z Newe Dekalim mówił, że grzechem jest wyrzucanie ludzi z osiedli Gusz Katif. - Przecież właśnie tu rosną najlepsze pomidory na świecie, tu hodujemy najbardziej kruchą sałatę i najmocniej pachnące zioła - mówił. - Gdy przybyliśmy, mieliśmy pod stopami tylko piasek, a wokół śmiertelnych wrogów. Każą nam odejść, choć teraz stąpamy po żyznej nawodnionej ziemi. Wybudowaliśmy piękne domy i synagogi, które zostaną zburzone. Grzebaliśmy tu naszych zmarłych. Nie może być tak, by Żyd wyrzucał Żyda z żydowskiego domu i z żydowskiej ziemi obiecanej przez Pana.

Odpowiadały mu życzliwe uśmiechy.

W sobotnie południe, na trawnikach wokół synagogi w Newe Dekalim, pod rozpiętymi płóciennymi dachami spotkali się chyba wszyscy mieszkańcy Gusz Katif. Chętnie pokazywali kontener chłodnię oklejony dziecięcymi rysunkami i listami do żołnierzy: "Żołnierze, dzieci z Gusz Katif kochają was, nie wyrzucajcie nas z naszych domów, odmówicie wypełnienia rozkazów". Tym kontenerem miano wywozić to, co zostało w supermarkecie. Nie wyjedzie nic, bo jedzenie przyda się tym, którzy postanowili zostać do końca. Można je brać za darmo; właściciel kontenera nie dba o zysk.

Obok piętrzy się góra pustych plastikowych butelek. Przez Newe Dekalim przeszła wieść, że wojsko zapewne odetnie osiedlom wodę, by łatwiej poradzić sobie z oporem osadników. Każda butelka jest na wagę złota, napełniona wodą znika w chłodni.

Szaron za to zapłaci

- Nikt z nas nie wie, co tutaj się stanie - mówi Szlomo, Amerykanin z urodzenia, który od kilku lat mieszka w Gusz Katif. - Lecz jesteśmy pewni, że będziemy świadkami rzeczy niezwykłych i wielkich. W USA goniłem za pieniędzmi, zabijałem się dla rzeczy przyziemnych i doraźnych. Tu poznałem najwspanialszych ludzi na świecie: pobożnych, odpowiedzialnych za siebie i za zbiorowość, dzielnych i pracowitych. Żyjemy zgodnie z Boskimi przykazaniami, jak w dawnych, prawdziwie bogobojnych wspólnotach. Rząd mówi, że już niebawem nastanie koniec Gusz Katif. A ja ci mówię, że Najwyższy na to nie zezwoli. Być może wyrzucą nas stąd i zburzą nasze domy. Ale to będzie początek, narodziny czegoś heroicznego i pięknego. Czy wiesz, że jutro przypada rocznica zburzenia pierwszej i drugiej świątyni jerozolimskiej, a także rocznica wygnania Żydów z Hiszpanii? Rząd Izraela nie rozumie takich symboli. Dlatego musi przegrać.

Szlomo nienawidzi premiera Ariela Szarona. Wie, że taka niegodziwość musi spotkać się ze srogą karą. Kara nie ominie najpotężniejszego nawet polityka, który sprzeciwia się woli Boga.

- Wszyscy wiemy, jaki los spotkał Icchaka Rabina [izraelski premier, który podpisał w 1993 układ z Palestyńczykami, a w 1995 r. został zamordowany przez żydowskiego fanatyka - red] - opowiada. - Dosięgła go śmierć, bo zdradził kraj, zawiódł ludzi, przez niego zginęło wielu Żydów. Bezmyślne układy z Oslo sprowadziły na Izrael same nieszczęścia. Z Arabami nie można się układać. Są zakłamani, zdradzieccy, chcą tylko naszej ziemi, naszego dobytku i naszej krwi. Wiesz, dlaczego dziś nie spadają na nas rakiety? Bo Arabowie czekają dnia, kiedy bezkarnie będą mogli ukraść nasze rzeczy. A Szaron? Rabin przynajmniej mamił Izrael pokojem, a ten oddaje Gusz Katif za darmo. Zamiast nas bronić, zmobilizował przeciwko osadnikom takie siły, jakby izraelska armia miała iść na wojnę. Wyobrażasz sobie wojnę, w której Żyd walczy przeciwko drugiemu Żydowi? Minister obrony Szaul Mofaz musi być na prochach. Rozmawiałem z wieloma żołnierzami, żaden nie chce nas stąd wyrzucić. Szaron zapłaci za to, co dziś planuje.

Izrael zdradza Żydów

W poniedziałkowy poranek wojsko zastało w Gazie zamknięte bramy do wszystkich osiedli. W Newe Dekalim grupa młodzieży urządziła za płotem nienawistne, prowokacyjne występy. Trochę pokrzyczeli, trochę protestowali, poleciał jeden czy dwa kamienie. Żołnierze byli bardzo spokojni, nie reagowali na zaczepki. Oddali listy z ultimatum i odjechali.

- Jesteśmy zdyscyplinowaną armią, wykonamy rozkazy - mówi Szaron Volk. - Co myślę o ewakuacji Gusz Katif to moja prywatna sprawa. Lecz służę całemu krajowi, a nie tylko osadnikom. Wedle mojej najlepszej wiedzy tylko mniej więcej stu żołnierzy odmówiło udziału w operacji. Żaden z nich na szczęście nie służy w moim oddziale.

Punkt kontrolny Kissufim, gdzie o północy z niedzieli na poniedziałek symbolicznie zamknięto szlaban oddzielający Izrael od Gazy, otaczają wojskowe namioty. Drogą ciągną ciężarówki z kontenerami, czasami przejedzie ambulans. Być może stacjonujący tu żołnierze za kilkadziesiąt godzin pojadą do Gazy. Ale na razie przede wszystkim szukają cienia.

Z zaparkowanego pod betonowym murem gazika wysiada młody chłopak. Na plecach karabin, podwinięte rękawy, na krótko ostrzyżonych włosach niewielka jarmułka. Nudzi się i jest dziwnie smutny. Smutni są też jego koledzy.

Żołnierz podchodzi nieproszony, rozgląda się uważnie, czy w pobliżu nie ma oficera.

- W piątek przed szabatem uciekłem z jednostki do Gusz Katif - opowiada. - Modliłem się razem z nimi, z nimi spałem i jadłem świąteczny posiłek. Kiedy wróciłem w sobotę wieczorem, dostałem karę 35 dni aresztu. Za to, że chciałem być z moimi braćmi, których spotyka niezasłużona krzywda. Lecz Bóg czuwa nade mną. Będę w więzieniu, ale nie będę wykonywać podłych rozkazów. Nie, takich jak ja nie ma w wojsku prawie wcale. Choć wielu żołnierzy wykona rozkazy wbrew swojej woli. Nie powiem ci, jak się nazywam ani skąd jestem. Chcę ci tylko powiedzieć, że to już nie jest mój Izrael. Że ten system, który szczuje wojsko na niewinnych ludzi, musi się skończyć.