Abdul Aziz al Hakim nie pełni wprawdzie żadnych rządowych stanowisk, ale jego wpływy są ogromne. Przewodniczy Najwyższej Radzie Islamskiej Rewolucji w Iraku - najważniejszej partii w szyickim sojuszu, który wygrał styczniowe wybory do parlamentu.
Al Hakim o autonomię zaapelował na wiecu w Nadżafie, gdzie tysiące szyitów czciły pamięć jego brata, wielkiego ajatollaha zamordowanego dwa lata temu w zamachu bombowym. Do tej pory za szeroką autonomią regionów Iraku opowiadali się głównie Kurdowie, którzy na północy kraju cieszą się nią już od 15 lat (za Saddama bezpieczeństwo zapewniało im lotnictwo USA).
Dlatego wczorajsze oświadczenie al Hakima jest niespodzianką. W dodatku - niespodzianką potencjalnie brzemienną w skutki, bo kiedy szyici wiecowali w Nadżafie, 130 km na północ, w Bagdadzie, trwały gorączkowe rozmowy o konstytucji. Zgodnie z ubiegłoroczną rezolucją ONZ jej projekt ma być gotowy już w najbliższy poniedziałek.
W czwartek perspektywy dotrzymania terminu wyglądały wyjątkowo blado. Wciąż nie było zgody na rzecz absolutnie podstawową - model państwa. Kurdowie od lat domagają się luźnej federacji, sunnici są zdecydowanie przeciw. Szyici są podzieleni - al Hakim przewodzi frakcji federalistów, a premier Ibrahim Dżafari jest za Irakiem bardziej scentralizowanym. Rząd obawia się bowiem, że zbyt duża autonomia regionów doprowadzi do rozpadu kraju.
Al Hakimowi szczególnie dokładnie przyglądają się Amerykanie. Podejrzewają, że marzy mu się całkowite oderwanie szyickiego południa Iraku i utworzenie zeń republiki islamskiej na wzór Iranu. Jego partia miała tam siedzibę za czasów Saddama Husajna i do dziś jest wspierana finansowo przez Teheran.
Za sporem politycznym kryje się problem podziału dochodów z ropy. Jej złoża znajdują się na szyickim południu i na północy w okolicach Kirkuku, na ziemiach spornych między arabskimi sunnitami i Kurdami.
Kurdowie dostają z budżetu państwa 17 proc. wpływów z ropy. Są jednak nieufni i chcieliby przejąć bezpośrednią kontrolę nad częścią złóż. Sunnici są największymi wrogami federacji, ponieważ mogłoby się okazać, że zostaliby zupełnie bez ropy. A przecież za czasów Saddama byli klasą panującą i to oni dzielili petrodolary.
Szyici i Kurdowie myślą o autonomii nie tylko z powodu ropy. Chcieliby jakoś odseparować się od pogrążonego w chaosie Bagdadu i centralnego Iraku, gdzie sunnicka partyzantka walczy z rządem i Amerykanami. - Po co nam centralny rząd? - pytał wczoraj jeden ze stronników al Hakima. - Czy przyniósł nam kiedyś coś innego niż śmierć?