Ludzie ci przyjechali do Norwegii dwa lata temu po inwazji USA w Iraku i poprosili o azyl polityczny. I choć - jak twierdzi norweska telewizja NRK - w rozmowach z urzędnikami kilku przyznało, że torturowali przeciwników reżimu, władze dały im tymczasowe pozwolenia na pobyt, a nawet status uchodźcy. Line Tomter, dziennikarka NRK, która wyciągnęła sprawę na światło dzienne, dostała od swoich informatorów (nie chce ich ujawniać) kilka nazwisk. Mówi, że katów jest nie więcej niż dziesięciu.
Prześladowani za Saddama iraccy Kurdowie mieszkający w Norwegii są oburzeni. - Nie może być tak, żeby kaci dostawali zgodę na pobyt - mówi Abuzed Razwan, mieszkający w Norwegii działacz irackiej Demokratycznej Partii Kurdystanu. W gazetach wypowiadają się uchodźcy z Ruandy i Burundi, z Kolumbii, b. Jugosławii i pytają, czy ich kaci również mieszkają w Norwegii.
Okazuje się, że mogą mieszkać. Konwencja Genewska o statusie uchodźcy z 1951 r. stwierdza wyraźnie, że statusu nie może dostać osoba, która "dokonała zbrodni przeciwko pokojowi, zbrodni wojennej lub zbrodni przeciwko ludzkości". Ktoś, kto torturował innych, kto był oprawcą, nie może się ubiegać o azyl. Ale jednocześnie Konwencja zabrania odsyłania osób, którym grozi w kraju pochodzenia kara śmierci lub tortury.
- To ewidentna sprzeczność. Nie można odesłać człowieka, nawet oprawcy, jeśli istnieje obawa, że po powrocie nie miałby szans na proces zgodny ze standardami międzynarodowymi - przyznaje Thomas Horne z pozarządowej Norweskiej Rady Uchodźczej.
Nie jest to jednak sytuacja bez wyjścia. Rada razem z Amnesty International naciska na rządowy Zarząd ds. Migracji, żeby jeszcze raz przeanalizował dokumenty. - Jeśli okaże się, że wśród osób, którym przyznano pozwolenia, są oprawcy, należy ich aresztować i postawić przed sądem norweskim - przekonuje Horne.
Ale Zarząd nie zamierza skorzystać z tych rad. - Nie mamy nazwisk, więc nie możemy się zabrać do pracy - tłumaczy "Gazecie" Are Sauren z biura prasowego. Sauren nie chce rozmawiać o członkach partii Baas, bo nie wie, czy rzeczywiście przyznano im status, nie wie też, ilu ich może być. Woli mówić o prawie. Powołuje się na artykuł Konwencji Genewskiej zabraniający odsyłania ludzi, którym w kraju pochodzenia grozi prześladowanie. Tłumaczy, że procedura w przypadku każdego podania o przyznanie statusu uchodźcy wygląda tak samo: - Jeśli mamy informacje, że ktoś mógł popełnić zbrodnię, torturować czy łamać prawa człowieka, jego akta przesyłamy policji. I to policja podejmuje decyzję, czy trzeba się zająć tą sprawą, czy nie. Jeśli dostali pozwolenie na pobyt, pewnie nie było powodów, by ich zatrzymywać.
To jedyne komentarze, na jakie daje się namówić Sauren. Zarząd na razie niczego nie będzie sprawdzał. Jedynym sposobem na sprawdzenie doniesień i ewentualne pociągnięcie członków Baas do odpowiedzialności karnej jest przedstawienie policji lub właśnie Zarządowi ds. Uchodźców nazwisk oprawców. Line Tomter z NRK zna nazwiska, zna je również kilku Kurdów. - Policja ma dane tych osób. Podobno nowa komórka policji rozpoczęła nawet śledztwo. Coś więcej będą mogli powiedzieć dopiero za kilka miesięcy. Wtedy też może dojść do pierwszej rozprawy - przewiduje Tomter.