To kolejna przeszkoda na tureckiej drodze do Unii Europejskiej. Można było się jej jednak spodziewać. To, o czym we wtorek mówił francuski premier Dominique de Villepin, od dawna po cichu mówili politycy w innych państwach UE - zwłaszcza w Niemczech i Austrii. Według nich Turcja musi uznać niepodległość Cypru (członka UE od 1 maja 2004 r.), zanim 3 października br. przystąpi do negocjacji.
Turcy stanowczo protestują, bo nie chcą uznawać Cypru. - Jest dla nas poza dyskusją, byśmy w ogóle mogli rozważać nowe warunki związane z rozpoczęciem negocjacji. Jesteśmy zasmuceni słowami francuskiego premiera - powiedział w czwartek szef tureckiego rządu Tayyip Erdogan w wystąpieniu telewizyjnym.
Cypr podzielił się w 1974 r. na części grecką i turecką, okupowaną przez wysłane przez Ankarę wojsko. Podejmowane przez ONZ i UE próby zjednoczenia wyspy się nie powiodły, ostatnio głównie ze względu na opór cypryjskich Greków.
Unijno-turecki kryzys wisi więc na włosku, nie wiadomo bowiem, czy negocjacje rzeczywiście rozpoczną się w październiku. I czy w ogóle się rozpoczną. - Wydaje mi się nie do pomyślenia, by zaczynać proces negocjacji z krajem, który nie uznaje któregoś z państw członkowskich UE - podkreśla de Villepin. To stanowisko Francji powtórzył w czwartek minister spraw zagranicznych Philippe Douste-Blazy w wywiadzie dla dziennika "Le Monde".
Ale trudno nie odmówić racji Turkom, gdy oburzają się na słowa Francuzów. Przecież na szczycie UE w grudniu ub.r. - przypomina Ankara - 25 państw Unii, w tym Polska, zgodziło się rozpocząć negocjacje z Turcją, gdy dokona ona konkretnych reform w swoim prawie oraz podpisze protokół celny. Datę rozpoczęcia negocjacji ustalono wtedy na 3 października. Wspomniane warunki Turcja spełniła, co zostało potwierdzone przez Komisję Europejską.
Problem w tym, że rozszerzeniu Unii o Turcję sprzeciwia się większość francuskiego elektoratu. Po "nie" w referendum konstytucyjnym politycy francuscy nie mogą już ignorować woli wyborców.
Co więcej, Francja nie jest jedynym krajem chłodno nastawionym wobec przyjęcia Turcji do UE. Szybkiemu rozpoczęciu negocjacji z Turcją niechętni są np. niemieccy chadecy. Przewodnicząca CDU Angela Merkel - prawdopodobnie przyszły kanclerz Niemiec po wrześniowych wyborach - już w połowie lipca powiedziała, że niemiecka chadecja nie chce Turcji w UE.
Merkel dodała jednak, że Niemcy będą trzymać się uzgodnień, które podjęła cała UE. Turcji w Unii niechętna jest też Austria. We Francji, w Austrii i Niemczech większość obywateli sprzeciwia się nawet odległej perspektywie członkostwa Turcji w UE. Przychylność Komisji Europejskiej nie pomoże Turkom, bowiem to nie Bruksela decyduje o rozpoczęciu negocjacji, lecz rządy poszczególnych państw UE.
Paryż zapowiedział, że ewentualne rozpoczęcie lub opóźnienie negocjacji z Turcją będzie jednym z głównych tematów rozmów dyplomatów UE na pierwszym po wakacjach, wrześniowym spotkaniu Rady UE.