Ponegocjujemy, jak uznacie Cypr

Warunkiem rozpoczęcia negocjacji członkowskich z Turcją jest uznanie Cypru - ostrzegł we wtorek premier Francji. Mówiąc głośno i dobitnie to, co wielu europejskich polityków sugeruje od dawna, wywołał ostrą reakcję Turcji: - Unia łamie swoje obietnice

Chociaż wielu unijnych polityków już od dawna dawało do zrozumienia, że uznanie Cypru jest warunkiem rozpoczęcia rozmów członkowskich z Turcją, premier Francji Dominique de Villepin powiedział to najbardziej otwarcie. Zrobił to w popularnej, porannej audycji radia Europe 1: - Wydaje się mi nie do pomyślenia, żeby jakikolwiek proces negocjacji rozpocząć z krajem, który nie uznaje któregoś z 25 państw członkowskich Unii Europejskiej - powiedział. I ostrzegł, że oficjalny start negocjacji wcale nie musi odbyć się 3 października, jak dotąd planowano. - Musimy poczekać, aż Turcja wykaże prawdziwą wolę rozpoczęcia negocjacji - stwierdził Villepin.

Turcja odmawia uznania Cypru ze względu na podział wyspy, który nastąpił w 1974 r. na część grecką i turecką, okupowaną przez wysłane przez Ankarę wojska. Próby zjednoczenia wyspy (podejmowane przez ONZ i państwa Unii) nie powiodły się ze względu na opór cypryjskich Greków.

Reakcja tureckiego rządu była natychmiastowa: - Słowa de Villepina łamią zobowiązania uczynione wobec Ankary w ubiegłym roku. Decyzja szczytu UE z grudnia 2004 r. jest jasna: uznanie Cypru nie jest warunkiem rozpoczęcia rozmów - powiedział agencji Reuters anonimowy dyplomata turecki.

W grudniu 2004 r. 25 państw Unii, w tym Polska, faktycznie zgodziły się rozpocząć negocjacje z Turcją, gdy dokona ona kluczowych reform w swoim prawie oraz podpisze protokół celny. Te dwa warunki Turcja spełniła, co zostało skrupulatnie potwierdzone przez Komisję Europejską.

Dyplomatyczne zamieszanie pogłębiło się jeszcze bardziej, gdy we wtorek grecki premier Costas Karamanlis oznajmił, że wbrew wcześniejszym planom nie przyjedzie w sierpniu do Turcji. Dyplomaci greccy nie ukrywali, że jednym z powodów rezygnacji z wizyty państwowej była właśnie kwestia Cypru. Grecy zapowiedzieli, że do wizyty (pierwszej od 46 lat!) zapewne w końcu dojdzie, ale raczej na jesieni.

Mimo protestów Ankary deklaracja szefa francuskiego rządu oznacza kolejną przeszkodę w trudnym procesie zbliżania Turcji do Unii Europejskiej. Turkom mogło się wydawać, że po podpisaniu protokołu o unii celnej (co nastąpiło w ubiegły piątek), droga jest już wolna. Teraz okazuje się jednak, że wcale nie.

Francja, gdyby chciała, może samodzielnie zawetować rozpoczęcie rozmów z Turcją. Wszystko wskazuje na to, że do tego hipotetycznego weta z chęcią dołączyłoby się kilka innych krajów - szybkiemu rozpoczęciu negocjacji członkowskich z Turcją niechętni są np. niemieccy chadecy. Przewodnicząca CDU Angela Merkel powiedziała w połowie lipca, że niemiecka chadecja nie chce członkostwa Turcji w UE, tylko uprzywilejowanego partnerstwa. Dodała jednak, że Niemcy będą trzymać się tych uzgodnień, które podjęła cała Unia.

- To, czy rokowania zaczną się 3 października, zależy od tego, czy Turcja spełni wszystkie kryteria. Konieczne jest uznanie Cypru. Zadbamy o to, aby nie doszło tu do pustego kompromisu. Jeśli ktoś stara się o przyjęcie do UE, to musi przynajmniej uznać te kraje, które już są w Unii - powiedziała wówczas Merkel (co ciekawe, tak ostrych słów próżno szukać w przedwyborczym programie CDU).

Turcji niechętna jest też Austria. We Francji, Austrii i w Niemczech większość obywateli sprzeciwia się nawet odległej perspektywie członkostwa Turcji w UE. A przychylność Komisji Europejskiej Turkom wiele nie pomoże, bo to nie Bruksela decyduje o rozpoczęciu negocjacji - ale rządy państw członkowskich.

Ewentualne rozpoczęcie (lub opóźnienie) negocjacji członkowskich z Turcją będzie zapewne jednym z głównych tematów rozmów dyplomatów unijnych na pierwszym po wakacjach wrześniowym spotkaniu Rady Unii Europejskiej.