Sobota, wczesny ranek. Hotel Delfin w Augustowie. Obsługa w pogotowiu, wyraźnie poruszona. Od niej słyszę, że za chwilę zjawią się Jozuasi.
- Czy to jakaś sekta? - pytam wystraszona.
- Ależ nie. W wolnym tłumaczeniu to... Ziutki - mówi mi recepcjonistka i dodaje wyraźnie zadowolona. - To biznesmeni z Litwy. Są u nas już czwarty raz.
Chciałam jeszcze o cokolwiek zapytać, ale Litwini właśnie podjechali. Szybko, karnie, po cichutku odebrali klucze z recepcji i tyle ich było widać. By załatwić formalności, został jedynie Juozas Luksas, opiekun grupy. Wie, że mówią na nich Jozuasi (zniekształcone litewskie imię Juozas) i Ziutki (tłumaczenie), ale wcale się nie obraża. - To od mojego imienia - cieszy się.
Gdy pytam, co będą robić, Luksas staje się tajemniczy: - Przyjechaliśmy na szkolenie. Jesteśmy przyszłymi biznesmenami. Chcemy uruchomić sieć sprzedaży bezpośredniej. U nas jeszcze tego nie ma.
- Na dzień szkolenia przyjechaliście aż do Polski?! - dziwię się. - To blisko, a u nas nie ma takich ośrodków. Ale najważniejsze jest to, że gdy szkolenie odbywa się za granicą, chętnych mam trzy razy więcej niż miejsc. Litwini są strasznie spragnieni świata.
Goście ze Wschodu są praktycznie w każdym z augustowskich hoteli. W Delfinie (doba średnio 220 zł) Litwini zajęli 70 ze 110 miejsc. W motelu Turmot Litwini i Łotysze są zameldowani w co czwartym pokoju. Dom Nauczyciela upatrzyli sobie Estończycy. W prywatnych pokojach Marianny Maciągowskiej Białorusini zamówili pokoje do końca września.
- Upierają się nawet na przesłanie zaliczki pocztą, żeby tylko było pewne. Mówią, że odpowiada im cisza naszych jezior i lasów.
Kiedy dokładnie zaczął się boom na podróże do Polski, trudno ustalić. Krzysztof Grabkowski z augustowskiego Centrum Informacji Turystycznej: - Jeszcze dwa lata temu nie przychodzili do mnie żadni turyści ze Wschodu. Teraz jednego dnia o załatwienie noclegów prosi nawet dziesięć rodzin z Litwy i Białorusi.
Recepcjonistka z motelu twierdzi, że "najazd ze Wschodu przyszedł łagodną falą". - Najpierw przyjeżdżali na dzień, dwa handlować. A teraz się dorobili i przyjeżdżają na wczasy.
W Kaliningradzie, Kownie i Mińsku jak grzyby po deszczu powstają biura turystyczne oferujące pobyty we wschodniej Polsce.
- Zaczynaliśmy od wyjazdów noworocznych. Teraz mamy full service: pobyty weekendowe, dwutygodniowe, obozy sportowe. Hitem w tym roku są jednodniowe wyjazdy szkoleniowe za 50 euro - mówi Natalia Szimanowskaja z biura Onix Tour w Kownie.
Polacy nie mogą się nachwalić gości ze Wschodu. - To bardzo dobrzy klienci - mówi Wioleta Stogłów z działu marketingu hotelu Delfin. - Chętnie przyjeżdżają do nas w martwym sezonie, czyli późną jesienią. Lubią spędzać tu wszelkie święta, np. rosyjski Dzień Mężczyzny (23 lutego) czy Dzień Odbudowy Państwa Litewskiego (16 lutego).
- Są cisi, czyści. Jak opuszczają pokój, to prawie go posprzątają - dodaje Danuta Mizurka ze służby pokojowej Delfina.
Nawet policja twierdzi, że nie ma z nimi żadnego problemu.
- Jeśli już, to bardzo rzadko są uczestnikami zwykłych kolizji drogowych - mówi Andrzej Muracki, rzecznik komendy w Augustowie.
Ale dla hotelarzy najważniejsze jest to, że goście ze Wschodu zostawiają mnóstwo pieniędzy. Więcej niż Anglicy czy Szwedzi (30 euro do litewskich 43).
Skąd taka różnica? Litwini, Białorusini, Łotysze - jak mówi Stogłów - biorą full service. Dyskoteka do białego rana. Posiłki obfite, stół musi uginać się od jedzenia. Po śniadaniu basen.
Co jeszcze lubią na Mazurach?
* Lasy. Lev Anliłow, emerytowany milicjant z St. Petersburga: - Koło mnie takich nie ma.
* Restaurację Albatros uwiecznioną przez Janusza Laskowskiego w piosence "Siedem dziewcząt z Albatrosa". - Czegoś takiego nie jadłem. Mus z lina faszerowany i węgorza w galarecie. Raz za kolację zapłaciłem 240 zł - zdradza Arnold Ojuland, dentysta z Estonii.
* Portretować się. Sergiej Ciukow z Białorusi za jeden bierze 20 zł. - Polak bardzo rzadko u mnie go zamówi. Za to Rosjanie portretują się całymi rodzinami i zostawiają po 80-100 zł - mówi.
* Przejażdżki gondolą. - Nieraz zamówią kurs, a potem drugi i trzeci. I tak wożę ich ze dwie godziny. Dostaję za to napiwek. Od Rosjan nawet 100 zł - cieszy się Sławek Kędzierski pracujący na przystani.
* Nasz charakter. Oleg Andrejewicz Kusow, właściciel eleganckiego sklepu z porcelaną z Moskwy: - Rosjanie widzieli już wszystko. Po okresie zachłyśnięcia się Paryżem, Rzymem, ja sam byłem tam 20 razy, chcemy czegoś innego.
Po chwili dodaje: - Powiem pani szczerze, tam wcale nie czuliśmy się dobrze. Co z tego, że mieliśmy pieniądze, jak nie było szacunku. Oni nas tam nie lubią. Nie to co w Polsce.
Co roku do Polski przyjeżdża:
2 mln 340 tys. Ukraińców;
1 mln 460 tys. Białorusinów;
815 tys. Litwinów;
700 tys. Rosjan;
305 tys. Łotyszy;
130 tys. Estończyków.
Oprócz Mazur lubią Zakopane, Białkę Tatrzańską i Kraków.
Dziennie zostawiają u nas:
Litwini - 43 euro
Rosjanie - 39 euro
Białorusini - 36 euro
Ukraińcy - 30 euro
Dane Instytutu Turystyki