El Amir nigdy nie był islamskim radykałem. Dobrze sytuowany, wpływowy adwokat, niezbyt religijny, prowadził normalne życie w zamożnej dzielnicy Kairu w pobliżu Gizy i wielkich piramid. Już wcześniej było wiadomo, że śmierć syna, który uderzył porwanym samolotem w wieże World Trade Center, była dla niego szokiem - nigdy nie wychowywał go w duchu islamskiego ekstremizmu. Jednak od tego czasu - podobnie jak tysiące innych mieszkańców Egiptu, Arabii Saudyjskiej czy innych krajów Bliskiego Wschodu - el Amir ze statecznego prawnika stał się głoszącym pochwałę dżihadu radykałem. Jego wtorkowa rozmowa z dziennikarzem CNN wstrząsnęła światem Zachodu m.in. dlatego, że pokazała, jak głęboko sięga nienawiść, która potem znajduje wyraz w eksplozjach w tunelach metra czy autobusach.
- Zamachy w Londynie to wspaniała wiadomość! Przyjdą następne! Na całym świecie są ukryte grupy naszych bojowników, które już zostały aktywowane i są jak tykająca bomba atomowa - powiedział Mohamed el Amir dziennikarzowi CNN, który do niego dotarł. - Sam zrobiłbym wszystko, by pomóc w przygotowaniu kolejnych ataków.
- Nie żałuję tych ludzi, którzy zginęli w Londynie. Świat jest tak fałszywy, czcząc ofiary z Londynu, a nie mówiąc nic o ofiarach w krajach islamskich - powiedział el Amir.
Używając ostrych arabskich przekleństw, powiedział, co myśli o przywódcach krajów muzułmańskich, którzy potępili zamachy w Londynie, w których zginęły przynajmniej 52 osoby plus czterech zamachowców.
Dziennikarz CNN rozmawiał z el Amirem bez włączonej kamery. Gdy zaproponował mu nagranie wywiadu, Egipcjanin zażądał 5 tys. dol. - To nie dla mnie. Dam je naszym bojownikom. Tyle potrzeba na przeprowadzenie następnego zamachu w Londynie - powiedział.
CNN odmówiło, gdyż poważne amerykańskie media z powodów etycznych nie płacą za informacje. Dziennikarz tej stacji, stojąc pod jego blokiem w Gizie, tylko streścił do kamery słowa el Amira.
Egipski student architektury, który po studiach w Kairze został - podobno wbrew własnej woli - wysłany przez ojca do Niemiec, by zdobyć dyplom uczelni w Hamburgu. To miało mu pomóc w dalszej karierze zawodowej. W Hamburgu Atta zaczął uczęszczać do meczetu, gdzie głoszono radykalną wersję islamu. Na spotkaniach z innymi wiernymi, młodymi muzułmanami żyjącymi i studiującymi w tym mieście, Atta zaczął rozmawiać o świętej wojnie i wyjeździe do Czeczenii, by walczyć w obronie wiary. Pojechał jednak do Afganistanu, gdzie trafił do obozów al Kaidy, a Osama ben Laden uczynił go przywódcą grupy zamachowców, która miała zaatakować USA. Już podczas przygotowań w Ameryce Atta sprzeciwiał się wnioskom ben Ladena, by przyspieszyć zamachy. Uważał, że jego grupa nie jest jeszcze gotowa. Przyszli zamachowcy, w tym Atta, kształcili się w szkołach pilotażu, ćwiczyli przejęcie kontroli nad samolotami.
11 września 2001 roku Atta pilotował pierwszego boeinga, który wbił się w World Trade Center. W ruinach znaleziono później jego paszport - niemal nienaruszony.