Miejscowość jest mała, ale urocza; niespełna tysiąc mieszkańców, kilka sklepików i las. Właśnie niedaleko lasu stoi posiadłość artysty. Piaszczysta droga nagle zamienia się w kostkę i wiedzie pod wysokie ogrodzenie. Wejścia strzegą ochroniarze i wideodomofon. Zza ogrodzenia widać niewiele: drzewa, stylizowane latarnie, domek na palach (prawdopodobnie do zabawy dla dzieci) i budynek, w którym mieszkają pracownicy.
- Basen tam mają, podgrzewany taki. Raz byłem w środku i powiem pani tylko jedno: żal serce ściska. Luksusy, o jakich się człowiekowi nie śniło. Cud miód - zdradza Andrzej Milewski, najbliższy sąsiad Wiśniewskich.
Pan Andrzej nie może się nachwalić nowych sąsiadów; że tacy sympatyczni, że z poczuciem humoru. Zwykli, mili ludzie, a nie jakieś tam nadęte gwiazdy.
- On jest superfacet! A ona superbabka! - pan Andrzej wymownie podnosi palce do ust i głośno cmoka. - Przyszli do mnie się zapoznać, płytę i kasetę dostałem - opowiada Milewski. Idzie do domu i przynosi prezenty: płytę CD Mandaryny i kasetę Ich Troje. - Słucham, a jakże. Podoba się - mówi.
Beata Sroka, córka Milewskiego, też jest pod wrażeniem. Wiśniewskich jeszcze nie poznała, ale widziała już ich dzieci. - Czasem do nas zaglądają, bo mamy króliki i kaczki. Przybiegną, pogłaszczą zwierzęta i wracają do domu - śmieje się Sroka.
Milewski pokazuje ręką na ślady opon wokół posiadłości Wiśniewskich. Mówi, że takiego ruchu dawno tu nie widział. - Auta zajeżdżają teraz do nas jedno za drugim. Fanki z całej Polski. W sobotę było chyba z pięć czy sześć osób aż ze Śląska. Pooglądają dom i jadą z powrotem - zdradza Milewski.
Wieść gminna niesie, a ręczy za nią sam sołtys Jan Borowski z żoną, że artysta kupił posiadłość od brata znanego biznesmena Jana Kulczyka. - Jeden bogacz zamienił się na drugiego. Ale ten fajniejszy. Prawdziwa gwiazda - wzdycha mężczyzna na rowerze.
Nowi mieszkańcy to teraz główny temat rozmów w miasteczku. W sklepie, pod kościołem. - Samochody mają piękne jak cadillaki. Co dwa tygodnie zapraszają znajomych i wtedy droga pod lasem zapełnia się od obcych aut. Gra muzyka, ale bawią się z pełną kulturą - komentują ludzie.
Informacje o tym, co dzieje się za wysokim ogrodzeniem, obiegają okolicę lotem błyskawicy. O tym, w co ubrana była wczoraj Mandaryna, albo o której Michał zajechał pod dom. Jak się nazywa ulica, przy której mieszkają Wiśniewscy, wie niewielu. Ale w którym miejscu stoi dom, wiedzą wszyscy. Chętnie go pokazują.
- Wiśniewski? A, to ten z czerwonymi włosami - kiwa głową sprzedawczyni w miejscowym sklepiku. Gwiazdy jeszcze nie widziała, bo Wiśniewscy nie robią u niej zakupów. - Do centrum handlowego jeżdżą. Sam widziałem - wtrąca się młody mężczyzna.
Tylko ks. Mirek, proboszcz pobliskiej parafii, okazuje się wyjątkowo nierozmowny. Ludzie mówią, że Wiśniewscy obiecali wspomóc budowę nowej dzwonnicy. Ale ksiądz proboszcz milczy jak grób. - Może sobie nie życzą, żeby o tym mówić. Proszę uszanować ich prywatność - ucina.
Michał Wiśniewski rzeczywiście broni swojej prywatności. Nie zgodził się na zdjęcia w swojej posiadłości.
- W nowym domu mieszka się nam świetnie. Mamy ogród, dzieci dobrze się w nim czują, są zadowolone - powiedział nam tylko.