Samoobrona uważa na butelki, alkohol i panienki

Przed służbami specjalnymi i mediami przestrzegał wczoraj kandydatów Samoobrony do parlamentu Andrzej Lepper. Zalecił: pijcie tylko z oryginalnie zamkniętych butelek

Wejściem ewakuacyjnym (głównego pilnował rosły ochroniarz) wszedłem wczoraj na zamknięte spotkanie Andrzeja Leppera z kandydatami Samoobrony na posłów i senatorów w warszawskim hotelu Gromada. Zaczęło się obiecująco: - Żadnego nagrywania, żadnych dziennikarzy. Rozejrzyjcie się po sali, czy nie ma tu nikogo z mediów - ostrzegł Lepper.

Razem z innymi podejrzliwie rozglądałem się wokół, a później - jak inni - klaskałem na cześć szefa partii.

A lider Samoobrony karcił, upominał i pouczał:

- Jak do was przyjadę, zawsze będzie ze mną ochrona. Nie przygotowujcie mi żadnego jedzenia, żadnych napoi. Widzieliście chyba ostatnio program o narkotykach na Podkarpaciu. Dwie kropelki wystarczą i człowiek odlatuje - mówił. Ostrzegł też innych: - Pijcie napoje tylko z oryginalnie zamkniętych butelek. Jak wypijecie tylko pół, to zamiast później kończyć, lepiej kupcie nowy napój.

Kto mógłby czyhać na kandydatów? Według Leppera media i służby specjalne, które przyjęły taktykę ośmieszania Samoobrony. - Wystarczy jedną osobę sfilmować w stylu posła Janowskiego i koniec. Codziennie będą jechać z tym do wyborów - mówił lider partii. Ostrzegł też działaczy przed nadużywaniem alkoholu.

- Dziennikarze, ta łobuzeria, zrobią wszystko, żebyśmy wypadli jak najgorzej, nie dajcie się prowokować. Na przykład zapytają o ojca Rydzyka i powiedzą: "Na Jasnej Górze biskup postawił na LPR i PiS, a nie na was". I ktoś mu odpowie, że z Rydzykiem nie ma co trzymać. Cisza! Język za zębami, ani słowa na ten temat. Ważne, że nie powiedziano niczego złego o nas. Nie chodzi o to, żeby nas chwalić, tylko żeby nie było atmosfery, że jesteśmy najgorsi i żeby na nas nie głosować - tłumaczył szef Samoobrony.

Przestrzegał też przed przytulaniem się do kandydatów "podstawionych panienek": - To miłe, ale od razu będzie w gazetach, że to molestowanie.

A nawet przed nimi samymi: - Będą do państwa podchody. Czuwajcie, bo na jakiś układ z nimi może pójść nawet najbliższy współpracownik.

W krytyce mediów Lepper zrobił wyjątek dla "Gazety": - O dziwo, dobrze, obiektywnie pisze o nas ostatnio "Wyborcza". To dziwne i niebezpieczne, ale tak jest - stwierdził.

Lepper skarcił działaczy niezadowolonych, że partia dogaduje się w sprawie poparcia Samoobrony przez związki zawodowe i małe partie, więc trzeba im ustąpić miejsca na listach: - Wystarczy, że ja sam się pokażę raz w tygodniu w telewizji, to dostaniemy 15 proc. Bez żadnej pracy. Ale chyba chcecie 25 czy 30 proc.? Ci, którzy mi mówią: jesteśmy silni, możemy iść sami do wyborów, są mi niepotrzebni - mówił.

Wyjaśniał, że wchodzi w porozumienia wyborcze, bo chce, żeby Samoobrona stała się najsilniejszą partią lewicy w Polsce. Na każdej ze zgłoszonych przez okręgi list 25 proc. miejsc dostaną ludzie z innych organizacji.

Na razie jest niezadowolony z list, które przygotowały władze regionów: - To żenujące. Mieli być emeryci, renciści, niepełnosprawni, ludzie nauki, kultury. Oczywiście, nie żeby wszędzie był lekarz, prawnik, górnik, hutnik czy inny, bo zabraknie miejsc dla nas, ale reprezentacja w województwach musi być - zżymał się.

Zrugał działaczy, którzy nie starają się przy zbieraniu podpisów i pieniędzy na kampanię: - Kto się nie przyłoży, nie będzie na czele list. I pamiętajcie: w przyszłym roku są wybory do samorządu, kolejna szansa znalezienia się naszych ludzi w strukturach władzy. Jeśli ktoś będzie działać na szkodę partii, rozstajemy się - zapowiedział.

Próbował wykrzesać z kandydatów entuzjazm, którego na konwencjach Samoobrony brakuje: - Nie widzicie w telewizji, co robią inne partie? Konwencja to show polityczny, wyborcy nie chcą smutasów. A my śpiewamy hymn Polski - że o hymnie partii nie wspomnę - i dziennikarze słyszą, że nie potrafimy porządnie zaśpiewać nawet jednej zwrotki - mówił. Sugerował, że to wina kandydatów: - Kładą się spać i myślą: będę pierwszy na liście czy nie? Wstają i myślą: będę pierwszy czy nie? Taka atmosfera się udziela wszystkim. Jak wchodzę na salę, to czasami ręce opadają.