Polacy w Londynie: - Uciekać? Żartujecie!

Polacy, którzy pracują w Londynie, nie zamierzają wracać do kraju. - Przyjechaliśmy tu za chlebem, a nie na wycieczkę - mówią. I uspokajają tych, którzy dopiero do Anglii się wybierają, bo właśnie oni boją się najbardziej

Odsłuchując wiadomości na automatycznej sekretarce i uspokajając bliskich dzwoniących z kraju - tak ostatnie dni spędzają Polacy mieszkający w Londynie. - Dzwoniła rodzina i przyjaciele, którzy chcieli wiedzieć, czy nic mi się nie stało, a teraz odbieram głównie telefony od znajomych znajomych, którzy pytają, czy mają odwoływać swoje wyjazdy do Londynu. Mówię, że nie, bo tu żyjemy normalnie - mówi Maria Zakrzewska, kelnerka w pubie w centrum Londynu, w Anglii od ośmiu miesięcy. Nikt nie namawia do rezygnowania z planów. - Słyszeliśmy, że polskie radiostacje radzą tym, którzy nie muszą wyjeżdżać, by zostali w kraju. My, którzy tu mieszkamy, uspokajamy rodaków, bo teraz Londyn jest najlepiej strzeżonym miastem świata - mówi Tomasz Matyjasik, w Londynie od maja ubiegłego roku pracuje w firmie cateringowej.

Polacy, którzy mieszkają w Londynie nie wiedzą, co się zdarzy jutro i czy zamachy się nie powtórzą. Pewni są jednego - zostają na Wyspach. - Nie przyjechałam tu na wycieczkę, ale za chlebem i nie ucieknę. Zresztą dokąd? Do Warszawy, o której słyszałam, że też jest na liście terrorystów? Paryża? Myślę, że żyjemy w czasach, w których ucieczka przed terroryzmem nie jest możliwa. W każdym razie ja nie zamierzam tego robić - mówi Aleksandra Zielińska, która w Londynie mieszka od kwietnia, wcześniej mieszkała w Madrycie i tam przeżyła marcowy zamach.

Co się zmieniło z życiu Polaków? Ostrożniej podchodzą do środków miejskiej komunikacji i, tak samo jak tysiące Londyńczyków, coraz częściej decydują się na kupno roweru. Wczoraj eleganckich panów w garniturach, kaskach na głowie i na rowerach w centrum było więcej niż kiedykolwiek. Polacy decydują się na ten środek transportu także ze względów ekonomicznych - tygodniowy bilet miejski kosztuje ok. 20 funtów.

Życie toczy się dalej - powtarzają teraz najczęściej polscy Londyńczycy. I rzeczywiście, w niedzielę ma odbyć się uroczysty pochód z okazji rocznicy zakończenia II wojny światowej. Polonijne media namawiają Polaków, by pojawili się z chorągiewkami na trasie przemarszu, czyli w ścisłym centrum. - Nie wiemy, czy pojawią się tłumy, ale myślę, że zmieni się to w coś na wzór pokojowego marszu z Madrytu - mówi Henryka Woźniczka z "Dziennika Polskiego" w Londynie. Tak samo nikt nie zamierza odwoływać Polskiego Festiwalu w Slough, który odbędzie się 16-17 lipca. To największa polonijna impreza na Wyspach, co roku gromadzi kilka tysięcy naszych rodaków.

Zamach w Londynie najmocniej wstrząsnął tymi, którzy dopiero wybierają się do Londynu. Zaczęły się wakacje dla studentów, którzy po czerwcowej sesji chcieli wyjechać poduczyć się języka i popracować. - Dzwonią do nas i pytają, czy dworce działają normalnie i czy nie odwołaliśmy autobusów, ale nie ma takiej potrzeby, bo wszystko dobywa się zgodnie z planem. Nikt nie wycofał rezerwacji, pojawiają się nowe - mówi Kazimierz Wolny, prezes Eurobus, jednej z największych firm organizujących wyjazdy autokarowe do Londynu.

Nie zmieniły się także plany agencji, które wysyłają Polaków do pracy za granicą. - Właśnie przeprowadzamy wielką rekrutację, nikt nie zrezygnował, my także nie zmieniliśmy warunków wyjazdu - mówi Marzanna Dangieło z międzynarodowej firmy rekrutacyjnej Grafton Recruitment.