Rekrutacja do wyższych seminariów duchownych dopiero się rozpoczęła i potrwa jeszcze dwa miesiące, ale już wiadomo, że polski Kościół katolicki na brak powołań narzekać nie będzie.
Z badań przeprowadzonych w ub. roku przez Instytut Katolicki w Paryżu wynika, że mamy - obok Ukrainy - najwyższą ilość powołań kapłańskich w Europie (patrz obok).
Nasi rozmówcy w seminariach tryskają optymizmem. Tylu kandydatów na kleryków nie było od dwudziestu lat.
Olsztyn. - Mamy ponad dwudziestu chętnych, to dwa razy więcej niż w ubiegłym roku - mówi ks. prof. Władysław Nowak z Wyższego Seminarium Duchownego Metropolii Warmińskiej w Olsztynie. - A dokumenty zbieramy dopiero niecały tydzień - dodaje.
Łódź. - Dwa dni po rozdaniu świadectw maturalnych mieliśmy już 13 wniosków - wylicza ks. Zbigniew Tracz, notariusz kurii. - Od lat nie było takiego oblężenia.
Łowicz. - Osiem osób zgłosiło się do nas jeszcze przed rozdaniem świadectw - mówi ks. Jacek Skrobisz, rektor Wyższego Seminarium Duchownego. - Przez ostatnie dwa lata taką liczbę chętnych notowaliśmy dopiero pod koniec września.
Nie inaczej jest w Bydgoszczy (wzrost o pięć osób), w Poznaniu (już 30 chętnych) i w rekordowo bogatych w powołania diecezjach z południa Polski - Katowicach, Krakowie i Tarnowie.
W kancelarii Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego leży już 50 podań o przyjęcie na I rok studiów - o 10 więcej niż w ubiegłym roku. Taka sama liczba kandydatów zgłosiła się w Tarnowie.
Dokładnych danych nie chce ujawnić ks. Józef Morawa, rektor seminarium krakowskiego. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zgłosiło się tam ponad 40 osób.
Skąd ten boom na kapłaństwo? Duchowni, którym zadaliśmy to pytanie, nie mają wątpliwości: - To owoc życia i śmierci Jana Pawła II. Efektem jest wzrost powołań.
- Wielokrotnie w Piśmie Świętym obserwujemy impulsy powodujące powołanie - mówi ks. Władysław Łukasz, rektor seminarium diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. - Dla świętego Pawła był to upadek z konia. Oczywiście czasami poszukiwanie powołania jest długą drogą, ale nie zawsze. Jan Paweł II był tak charyzmatyczny, że z pewnością może sprowokować nagłą chęć naśladowania go.
- Zawsze przybywało powołań w tak zwanych latach papieskich, czyli po kolejnych pielgrzymkach - dodaje ks. Zbigniew Tracz z łódzkiej kurii. - Sam jestem z takiego rocznika. Po wizycie Jana Pawła II w Łodzi w 1987 roku do seminarium przyszło 30 osób. Teraz też mamy rok papieski, tylko zamiast kolejnej wizyty, przeżyliśmy odejście Ojca Świętego.
Lawina powołań jednych duchownych cieszy, innych niepokoi. Ks. Marek Dziewiecki, krajowy duszpasterz powołań (w rozmowie z KAI): - Sytuacja nie jest tak radosna, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, bo jakość powołań jest coraz słabsza. Do seminariów trafiają często kandydaci z poczuciem krzywdy, niedowartościowania przez własne rodziny i krąg znajomych.
- Niektórzy mogą się pomylić i wybrać nieodpowiednią dla siebie drogę tylko z powodu tegorocznych wydarzeń - przestrzega ks. Józef Kupny, rektor śląskiego seminarium w Katowicach. - Na pierwszym roku postaramy się dotrzeć do tych ludzi i przekonać do wybrania najlepszej dla nich drogi. Niekoniecznie kapłańskiej - dodaje.
- W tym roku sito rekrutacyjne będzie wyjątkowo gęste - mówi anonimowo wykładowca z seminarium w Gnieźnie. - Taka fala może wynieść Kościół wysoko, ale może go też podtopić. Wielu z tych młodych ludzi tylko się wydaje, że są stworzeni do życia w celibacie. Emocje po śmierci Papieża opadną, a wtedy zatęsknią za świeckością. Byle nie byli już po święceniach.