Według notatek oficerów SB ich zainteresowanie Belką zaczęło się w 1978 r., gdy jako młody pracownik naukowy Uniwersytetu Łódzkiego i członek PZPR wyjechał do USA po raz pierwszy na stypendium naukowe. W teczce upublicznionej wczoraj przez IPN jest na ten temat tylko uwaga esbeka, że doszło do kontaktu; nie ma żadnych szczegółów.
W 1980 r., kiedy powstała "Solidarność", Belka zaczął budzić niepokój Służby Bezpieczeństwa. Był sekretarzem partyjnej organizacji wydziałowej, ale wyraźnie sympatyzował z ruchem "S". "Utrzymywał ścisłe kontakty z całą plejadą solidarnościowców uczelnianych. Każdy temat na egzekutywie uzgadniał z Kropiwnickim [liderem "S" w Łodzi - red.]" - donosił na Belkę agent SB Sonab.
Najprawdopodobniej wtedy SB zakwalifikowała go jako "figuranta", czyli osobę, o której zbiera materiały. Nadali mu kryptonim "Nawal".
Naprawdę SB zaczyna interesować się Belką, gdy latem 1984 r. zostaje wytypowany na staż w USA przez University of Chicago. 13 sierpnia 1984 r. agent SB relacjonuje przełożonym: "Wyjazd Navala do USA zapowiada się dla nas wyjątkowo korzystnie". "17 sierpnia - pisze oficer SB - przeprowadzono z Belką rozmowę sondażowo-pozyskaniową". Notuje, że przekwalifikował go na "kontakt operacyjny" (KO) i nadał kryptonim "Belch".
Opisując rozmowę z Belką, ppor. Oryński melduje przełożonym: "Wykazywał zrozumienie. W zasadzie zaakceptował propozycję, niemniej wysunął szereg zastrzeżeń i obaw co do współpracy z naszym resortem. Nie będzie chciał niczego podpisywać, nie będzie sporządzał dla nas raportów. Godzi się na ustne przekazywanie informacji komuś z konsulatu w Chicago, byleby to nie było zbyt częste i kłopotliwe dla niego. Tematem jedynym, w którym może pomóc, są sprawy ekonomiczne i wiążące się z Polską. Stwierdził, że odnosi się ze zrozumieniem dla naszej pracy, ale nie widzi swojej kariery w wiązaniu się z nami. Pomoc będzie się opierać na jego uczuciach patriotycznych". Funkcjonariusz odnotowuje zastrzeżenia Belki, który "obawia się dla nas wydajnie pracować, bo to, co on nam przekaże, może być wykorzystane w przyszłości przeciwko niemu, uważa, że możemy go zmuszać do działań, na które nie będzie miał ochoty, posługując się de facto szantażem. Obawia się, że może być wykorzystywany po powrocie do kraju przez SB, co jego zdaniem wykończyłoby go na uczelni".
Esbek melduje przełożonemu, że Belka "przyjął hasłowe nawiązanie kontaktu, przy czym wykazał ze swej strony wiele inicjatywy, wymyślając łatwiejszy do zapamiętania dla niego odzew".
10 września 1984 r. Belka podpisuje instrukcję wyjazdową (treść obok).
Ppor A. Kosiorowski, który dał Belce do podpisania instrukcję wyjazdową, pisze: "uczynił to bez większych oporów. Zastrzegł jednak, że nie chciałby się spotykać z przedstawicielami naszej służby za granicą. Motywował to przykrymi doświadczeniami z poprzedniego pobytu w USA, kiedy to był wielokrotnie przesłuchiwany przez pracownika naszej placówki. W trakcie rozmowy można było wyczuć, że Belka traktuje współpracę z naszą służbą jako zło konieczne, gdyż odmowa oznacza zastrzeżenie wyjazdu zagranicznego (...). Zastrzegł, że nie ma zastrzeżeń wobec przekazywania informacji dot. zagranicy, ale nie chciałby, aby wykorzystywano go po powrocie do informowania na temat środowiska uczelni".
W Chicago rezydentura wywiadu składa się z agentów oficjalnie zatrudnionych na stanowiskach dyplomatów w konsulacie PRL. W teczce są kryptonimy trzech: "Duncan"- wyznaczony do bezpośrednich rozmów z Belką - oraz "Spaski" i "Wells" - prawdopodobnie przełożeni "Duncana" , których zadaniem jest ocena jego raportów przed wysłaniem ich do kraju. "Duncan" twierdzi, że do pierwszej rozmowy z Belką dochodzi 8 listopada 1984 r. W notatce dla przełożonych po spotkaniu donosi: "B. nie przekazał informacji o charakterze wywiadowczym. Do współpracy nie przejawia entuzjazmu. Raz twierdzi, że uznaje ją za rzecz naturalną - obowiązek patriotyczny - innym razem ocenia, że stanowi ona dla jego kariery naukowej duży ciężar. (...) Dalsze etapy rozmowy z B. pozwalają mi na umiarkowany optymizm".
Ostrzega centralę: "B. na dzisiaj nie posiada możliwości realizacji większości zadań zawartych w Waszej instrukcji". Twierdzi, że zleca Belce nawiązanie kontaktu z prof. D. Johnsonem i innymi naukowcami zajmującymi się krajami socjalistycznymi.
Następne spotkanie - twierdzi rezydent - odbywa się dopiero po trzech miesiącach, w połowie lutego 1985 r. "B. prosił o odłożenie [spotkań], na co musiałem przystać" - tłumaczy się Warszawie oficer SB i twierdzi, że Belka przyniósł mu dwie broszury. "Są zbyt specjalistyczne jak na mnie. Zwraca uwagę (...) opracowanie na temat "World commodity market situation & outwork" (...) Według B. przygotowano dla American Enterprise Institute, który ma być organem opiniotwórczym dla Reagana w zakresie ekonomii. Pozostałe z załączonych wydają się nie mieć takiej wagi ze względu na ich powszechną dostępność. Proszę o oceny materiałów" - pisze agent i przesyła pocztą dyplomatyczną broszury do centrali. Po kilku tygodniach centrala odpisuje, że jeden z tych materiałów może być użyteczny "w celach porównawczych". Co to znaczy, nie wiadomo.
"Nadal nie posądzam B. o entuzjazm do współpracy, lecz jak widać zaangażował się trochę i wykazał inicjatywę" - informuje przełożonych "Duncan". I zaznacza: "poirytowało mnie trochę, że (...) nie podchwycił idei spotkania się, na czym mi zależało ze względu na zdobycie oceny materiałów".
Kolejny raport "Duncana" powstaje ponad trzy miesiące później. "Duncan" melduje, że Belka, który planuje na 6 lipca powrót do Polski, zgłasza się od konsulatu po zaświadczenie do urzędu celnego. Umawia się z "Duncanem" w konsulacie, idą potem do sklepu po aparat fotograficzny (rezydent użycza mu swojej karty, by Belka nie płacił podatku). Według "Duncana" Belka mówi, że interesuje się nim FBI (agenci amerykańscy pytali o niego właściciela budynku, gdzie mieszkał). "Duncan" pisze, że udziela stypendyście instruktażu, co ma robić, gdy dojdzie do "bezpośredniego kontaktu z FBI".
"Duncan" donosi, że Belka skontaktował się z nim 21 czerwca i miał opowiedzieć, że dziewięć dni wcześniej miał wizytę z FBI. W nomenklaturze wywiadu PRL FBI to "Gęś".
Według relacji "Duncana", Belka miał mu powiedzieć, że "Gęsi" pytały o ocenę sytuacji w Polsce, ale że on nie chciał o tym mówić. Miał też powiedzieć agentom, że o rozmowie poinformuje polski konsulat, a także poinformować FBI, że przed wyjazdem do Stanów odbył rozmowy z bezpieką. Spotkanie z FBI - wedle "Duncana"- trwało 25 minut.
Ocena wywiadowczej przydatności Belki była zdecydowanie negatywna. "Duncan": "B. nie zrealizował zadań, jakie mu przekazałem poprzednio w związku z jego podróżą do Brooklings Institute. Co ważniejsze, nawet nie próbował ich realizować". I dalej wyraźnie oburzony raportuje do Warszawy: "nie występował również sam z tłumaczeniem, dlaczego tak się stało, lecz dopiero po moim zapytaniu skwitował to ogólnikowym stwierdzeniem, że okoliczności nie sprzyjały".
Agent, dokonując oceny Belki, pisze: "Nie widzę większych szans na zaangażowanie go do współpracy na odcinku krajowym. Najprawdopodobniej odmówi lub współpraca będzie na poziomie jałowym - bez efektów. Oceniam, że w roku współpracy, a raczej kontaktów z nim starał się on mnie uznać bardziej jako pracownika urzędu [konsulatu], a nie wywiadu. Kontaktował się z konieczności, w wyniku mojego nacisku, a nie z własnej inicjatywy".
"Wells", przełożony "Duncana" w konsulacie, podsumowuje: "B. nie chciał się zaangażować we współpracę, a możliwości z pewnością miał".
Już po powrocie Belki do Polski oficer Wydziału VIII Departamentu I MSW (wywiad) ppor. Oryński pisze: "Z uwagi na minimalne możliwości uzyskiwania przez Belcha wartościowych informacji i niezbyt aktywną dotychczas postawę, wnioskuję o złożenie sprawy do archiwum".
SB zaplanowała jeszcze podjęcie próby wykorzystania Belki do informowania o sytuacji na Uniwersytecie Łódzkim. W teczce nie ma raportu z rozmowy na ten temat. Albo się zatem nie odbyła, albo Belka odmówił współpracy.