Sposób na Instytut Adama Mickiewicza

Chciałbym wypromować w świecie szczególnego pisarza - Adama Mickiewicza. Jesteśmy mu to winni - mówi ?Gazecie? Maciej Domański, nowy dyrektor Instytutu im. Adama Mickiewicza

Roman Pawłowski: Do tej pory promocja polskiej kultury za granicą opierała się na sezonach, czyli trwających cały rok prezentacjach różnych dziedzin sztuki w wybranym kraju. Czy chce Pan to zmienić?

Maciej Domański: Sezony trzeba kontynuować, ale nie będzie to jedyna forma naszej działalności. Chciałbym powiązać wydarzenia i prezentacje kulturalne z przedsięwzięciami gospodarczymi. Zamierzam współpracować z polskim biznesem, bo współpraca i wymiana kulturalna są najlepszymi nośnikami nawiązywania współpracy gospodarczej.

Które kraje uważa Pan za strategiczne dla promowania polskiej kultury?

- Cel numer jeden to Unia Europejska. Również dlatego, że po odrzuceniu konstytucji europejskiej we Francji i Holandii Europa będzie musiała budować nie tylko wspólnotę ekonomiczną czy polityczną, powinna się oprzeć także na fundamentalnych wartościach. Kultura powinna na fiasku konstytucji - paradoksalnie - skorzystać.

Czy chciałby Pan wypromować jakąś szczególną dyscyplinę sztuki, która stałaby się naszą narodową marką?

- Chciałbym wypromować szczególnego pisarza, jakim jest Adam Mickiewicz.

Promocja XIX-wiecznego poety? Przecież niemiecki odpowiednik IAM - Instytut Goethego - nie zajmuje się promocją Goethego?

- Jesteśmy mu to winni. W ten sposób będziemy promować samą instytucję. Kiedy mówimy: Instytut Cervantesa czy Instytut Goethego, każdy wie, o co chodzi. Co do naszego Instytutu Mickiewicza - większość mieszkańców globu nie potrafi wypowiedzieć tego nazwiska.

Jak konkretnie chce Pan przekonać świat do Mickiewicza?

- Chciałbym go promować nie tylko jako wielkiego pisarza, ale także jako piewcę solidarności europejskiej. Wbrew pozorom Mickiewicz ma wielu fanów i w Europie, i na świecie. Nawiążemy z nimi współpracę, jestem już po rozmowach z niektórymi osobami, ale nie mogę jeszcze zdradzić nazwisk.

Co ze współczesnej kultury uważa Pan za warte pokazania za granicą?

- To zależy od adresata i regionu. Na przykład w Rosji chciałbym promować teatr, film i poezję. Teatr dlatego, że jest to najlepsza publiczność świata, film dlatego, że polskie kino ma tam znakomitą markę, a poezję, bo to jeden z ostatnich narodów europejskich, który czyta wiersze.

A w Niemczech?

- Przede wszystkim literaturę. Książka będzie w ogóle strategicznym celem IAM. Jest najtrudniejsza w promowaniu, ale najważniejsza. Chcemy przykładać szczególną wagę do potrzeb wydawców, nie tylko czytelników, bo one są wtórne.

Jak chce Pan poznać te potrzeby, nie mając oddziałów za granicą?

- Strategicznym celem będzie budowa sieci informatorów, korespondentów i recenzentów, w kraju i za granicą, którzy będą w stanie powiedzieć, jakie są potrzeby wydawców w danych krajach. Jedną z podstawowych barier dla polskiej literatury jest brak rozpoznania rynku wydawniczego. Oczywiście wielkie nazwiska bronią się same, mają swoich agentów, ale dotyczy to tylko kilkunastu pisarzy.

Czy nie jest to dublowanie działalności Instytutu Książki, który zajmuje się badaniem rynku wydawniczego za granicą i promocją polskiej książki?

- Nie chciałbym, aby IAM był odbierany jako superministerstwo, które zawłaszczy urzędniczo działalność innych instytucji. Przeciwnie - to ma być rodzaj lekkiej jazdy, która będzie współpracowała z instytucjami takimi jak Instytut Książki czy Instytut Chopina, broń Boże nie narzucając im swoich koncepcji. Instytut Książki bada rynek wydawniczy od strony dzieł i autorów, a ja dla tego Instytutu chciałbym poszukiwać tendencji i mód.

Po połączeniu z Narodowym Centrum Kultury program nowego Instytutu jest ogromny, obejmuje m.in. promocję zagraniczną, współpracę regionalną, animację kultury lokalnej i koordynację programów takich jak tworzenie lokalnych towarzystw Zachęty. Jak chce Pan pogodzić te wszystkie zadania?

- Byłem sceptyczny, kiedy pierwszy raz usłyszałem o połączeniu Instytutu Mickiewicza z Narodowym Centrum Kultury, ale dziś solidaryzuję się z tym pomysłem. Pomógł mi to zrozumieć mój przyjaciel z Irlandii, który zajmuje się koordynacją współpracy British Council na wyspach. Gratulował mi tego pomysłu. Wszystkie instytucje, takie jak British Council czy Instytut Cervantesa, opierają swoją działalność na silnej bazie krajowej. Rzeczywista promocja nie jest możliwa bez rozpoznania tego, co w kraju jest do wypromowania, a z drugiej strony tego, co warto pokazać i gdzie. Jednym z głównych zadań zespołu dawnego NCK będzie gromadzenie wiedzy, z której będzie korzystać promocja zagraniczna.

Promocją Polski za granicą zajmuje się kilkadziesiąt instytucji, wliczając Instytuty Polskie. Dotąd nikomu nie udało się skoordynować ich działalności.

- Jeśli mi się uda, będę pierwszy. Chcę przekonać do współpracy poszczególne resorty zajmujące się promocją, to znaczy Ministerstwo Gospodarki, Ministerstwo Kultury, MSZ.

Wierzy Pan, że da się zrobić to wszystko, mając 20 mln zł budżetu i zespół liczący tyle, ile dwa domy kultury?

- Każdy menedżer powie, że ma za mało pieniędzy. Jedna droga to przekonywanie polityków, żeby dali więcej pieniędzy, druga to szukanie środków samemu, z obu chcę skorzystać. Musimy także przygotować animatorów kultury w Polsce, aby potrafili skorzystać z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej. To co najmniej drugi budżet resortu kultury.