W świetle kamer posłowie z komisji śledczych łamią prawo. Pięć minut po otrzymaniu dokumentów ujawniają tajne informacje. Pracownicy IPN są głównymi bohaterami mediów i wyrokują, kto jest moralny, a kto niemoralny, zamiast rzetelnie pracować w archiwach. Przez to Instytut Pamięci Narodowej staje się "instytutem polskiej niesławy" - mówiła wczoraj Bochniarz. Zaproponowała zmiany, które - jak sądzi - pozwolą przerwać wojnę na teczki. Proponuje, by: wyodrębnić z listy IPN rzeczywistych agentów, którzy zaszkodzili demokratycznej opozycji, i stworzyć rejestr działań SB. W weryfikacji działań współpracowników SB mieliby wziąć udział przedstawiciele poszkodowanych organizacji: Kościoła, Komitetu Obrony Robotników, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Towarzystwa Kursów Naukowych, Klubu Inteligencji Katolickiej, Wolnych Związków Zawodowych, Komitetu Samoobrony Chłopskiej; dać szybszy dostęp do teczek zainteresowanym, bo "nie może być tak, że osoby, których teczki dotyczą, dowiadują się o ich zawartości z radia czy telewizji"; powołać w IPN instytucję rzecznika pomówionych o współpracę. Rzecznik miałby dostęp do akt IPN. Mogłyby się zwrócić do niego np. osoby oskarżone o współpracę z SB, które uważają, że przysługuje im status pokrzywdzonego; powołać Komisję Prawdy, Skruchy i Pojednania z udziałem autorytetów społecznych i moralnych. Komisja służyłaby wyjaśnieniu i zamknięciu trudnych i bolesnych spraw związanych z lustracją. Działałaby przez rok. Jej celem byłoby pojednanie skruszonych, byłych współpracowników SB z pokrzywdzonymi. Z propozycją powołania takiej komisji wyszedł przed paroma dniami metropolita lubelski abp Józef Życiński; odtajnić listę funkcjonariuszy SB, którzy zastraszali, szantażowali i zmuszali ludzi do działań niezgodnych z ich etyką - wyłączając tych, którzy po weryfikacji nadal pracują w służbach specjalnych.
Bochniarz sprzeciwia się szerokiemu otwarciu archiwów IPN: - Moje nazwisko znalazło się na "liście Wildsteina". Zwróciłam się do IPN o przyznanie statusu pokrzywdzonej i go dostałam. Mogłam zobaczyć swoją teczkę. Ci, którzy krzyczą, żeby wszystko położyć na stole, chyba nie wiedzą, co jest w teczkach. To donosy i oszczerstwa wynikające z wyobraźni i nadmiernej aktywności donosicieli - stwierdziła Bochniarz.