U Lecha na imieninach

To przyjęcie przeszło do historii, nim się zaczęło. Po raz pierwszy na imieninach Lecha i Danuty Wałęsów pojawili się politycy lewicy z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele

Były prezydent z żoną wyprawili przyjęcie w ponadpółhektarowym ogrodzie przy swoim domu w Gdańsku Oliwie. Stoły uginały się pod ciężarem mięs, sałatek i alkoholi. Za domem ustawiono przenośną wędzarnię. Na ciepło można było zjeść świeżo wędzone ryby i pieczonego strusia. Za potrawy odpowiadał gdański restaurator Ryszard Kokoszka. Wypieki, w tym "tort pojednania" przystrojony zdjęciem ściskających w Rzymie dłonie Wałęsy i Kwaśniewskiego, przygotował gdański piekarz Andrzej Szydłowski.

Choć oficjalny początek przyjęcia ustalono na godz. 17, Lech i Danuta przyjmowali życzenia już godzinę wcześniej. Tę dodatkową godzinę przeznaczono dla gości, którzy nie chcieli spotkać się lewicą.

Z okazji skorzystali m.in. lider PO Donald Tusk i liderzy "Solidarności" - były Marian Krzaklewski i obecny Janusz Śniadek. Tusk wręczył Wałęsie egzemplarz swej nowej książki "Solidarność i duma". W dedykacji napisał: "Z nadzieją, że tak jak kiedyś dzięki Panu Polacy staną się znów jednomyślni i solidarni". Tusk przyniósł też kwiaty dla Danuty Wałęsy, za co zganił go były prezydent - u Wałęsów jest tradycja, że goście zamiast prezentów i kwiatów wrzucają coś do skarbonki. Pieniądze trafią na cele charytatywne.

Równie wcześnie przybyły legendy "S" - Jan Lityński, bardzo serdecznie powitany przez Lecha Wałęsę, i Zbigniew Bujak.

O godz. 17.30 do życzeń stała już długa kolejka. Spotkaliśmy w niej trójmiejskich urzędników, biznesmenów (na czele ze Zbigniewem Niemczyckim i prezesem Lotosu Pawłem Olechnowiczem), artystów (Tadeusz Drozda) i dziennikarzy (Jolanta Pieńkowska, Jacek Żakowski).

Goście wrzucali do skarbonki przeważnie banknoty stu- i dwustuzłotowe.

Głównym tematem rozmów było pojednanie Wałęsy z Kwaśniewskim. Donald Tusk zaznaczył dyplomatycznie, że nie wszystkim się to podoba, ale świadczy o odwadze Lecha Wałęsy. A czy podoba się jemu? - Byłbym skończonym gburem, gdybym opiniował gości na przyjęciu, na którym sam jestem gościem - powiedział i opuścił przyjęcie. W jego ślady poszli szybko Janusz Śniadek i Marian Krzaklewski.

Zaraz potem jako pierwszy z lewicy przybył Marek Borowski. Wreszcie o 18.45 pojawili się Aleksander i Jolanta Kwaśniewscy w towarzystwie marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza. Prezydencką parę witali oklaskami gapie zebrani na ulicy. Było ich ze stu.

- Wyglądacie jak para młoda - zwrócił się prezydent Kwaśniewski do państwa Wałęsów. Zaraz potem wręczył mu butelkę wina w wiklinowym koszu. - Zapewne pan prezydent spodziewał się białego wina, ale ja przewrotnie przyniosłem wino czerwone.

Pary prezydenckie zasiadły przy jednym stoliku. Towarzyszyli im Cimoszewicz i marszałek Senatu Longin Pastusiak.

Po kieliszku wina prezydenckie pary udały się na spacer po ogrodzie.

- Tu żona ma warzywniak, a tam rosną czereśnie. A w tej szklarni mamy pomidory - opowiadał Wałęsa Kwaśniewskiemu. Po drodze mijali biesiadników siedzących przy stołach, którzy koniecznie chcieli ich poczęstować wódką. - Hej, Olek! Chodź tu do nas! - wołali niektórzy nieco już podchmieleni goście.

Prawie każdy, zwłaszcza panie, chciał mieć z Kwaśniewskim wspólne zdjęcie.

- Ładne te gdańszczanki - zauważyła może nieco cierpko Jolanta Kwaśniewska.

- Ty też, Jolu, jesteś gdańszczanka! - odparował mąż.

Lech Wałęsa przez cały wieczór tryskał dobrym humorem. Był ubrany w szary garnitur w prążki, a w klapie miał nowy znaczek specjalnie przygotowany na 25-lecie "Solidarności".

Prezydent Kwaśniewski, który miał zostać jedynie godzinę, wyjechał dopiero ok. 22. Zaraz potem Danuta Wałęsa rzuciła się w tany na dziedzińcu. A Lech? - Tata już poszedł do siebie. Nie dla niego takie długie imprezy. On jest przyzwyczajony do robotniczego życia, wstaje o 4, ale w łóżku jest zawsze o 22 - tłumaczył syn prezydenta Jarosław. Zniknięcie solenizanta nie przeszkodziło gościom w zabawie do rana.