Seks na wydmach?

Seks na wydmach? Wykluczone! Nad Bałtykiem między Świnoujściem i Dźwirzynem pojawili się strażnicy, którzy pilnują, żeby turyści nie niszczyli wybrzeża. Spotkanie z nimi może kosztować nawet dwa tysiące złotych

Jasna czapka, śnieżnobiała koszula, granatowe spodnie. Na pierwszy rzut oka atrakcyjny mężczyzna, przypominający dobrodusznego kapitana żeglugi morskiej. To strażnik wydm. Jeden z czterdziestu, którzy pojawili się właśnie nad Bałtykiem. Mają strzec porządku na wybrzeżu. Jeśli więc wybierasz się na wakacje do Rewala, Mrzeżyna, Pobierowa czy Międzyzdrojów, musisz się liczyć z tym, że strażnik stanie na twojej drodze. Osoby, które zostaną przyłapane np. na miłosnych uściskach na wydmach, czekają kłopoty.

- Nie ma co prawda przepisu, który by o tym mówił, ale uprawianie seksu na wydmach może być potraktowane przez strażnika jako przebywanie na nich. A to jest już zabronione - ostrzega Ewa Wieczorek z Urzędu Morskiego w Szczecinie.

Kto poza amatorami igraszek na wydmach powinien się mieć na baczności? Ci, którzy rozpalają na nich ogniska, chuligani niszczący umocnienia brzegu, turyści, którzy nie przestrzegają porządku na plaży. Portfel cudzoziemca stanie się od razu lżejszy. Polski turysta przyłapany na łamaniu prawa zapłaci mandat kredytowy. W najlepszym wypadku skończy się upomnieniem albo najniższą karą - 50 zł. W najgorszym - mandat może sięgnąć nawet 2 tys. zł!

Strażnicy wydm to sprawdzeni pracownicy. Są odporni na przekupstwo i kobiece wdzięki. Jednemu młoda turystka proponowała już wspólny spacer po plaży. Była nawet gotowa zapłacić za towarzystwo 100 zł. - Odmówił - podkreśla Ewa Wieczorek.

Strażnicy zejdą z wydm dopiero pod koniec sierpnia.