- To jedyny prawnie dopuszczalny sposób, w który mógłbym zapoznać się z tymi dokumentami - wyjaśniał wczoraj Belka podczas konferencji prasowej. Podkreślił, że paradoksalne i kuriozalne jest, że w całej dyskusji, jaka toczy się wokół jego teczki, on sam nie ma do niej dostępu. - Odtajnienie teczki - wyjaśniał premier - zakończy sytuację, w której pod moim adresem formułowane są oskarżenia, a ja nie mogę z nimi polemizować.
Ustawa o IPN mówi, że do swojej teczki może zajrzeć tylko ten, kto uzyska od Instytutu status pokrzywdzonego. Oznacza to, że Belka mógłby zajrzeć do teczki dopiero po uzyskaniu takiego statusu. Chyba że szef IPN podejmie decyzję o jej odtajnieniu.
Teczka premiera to od kilku dni przedmiot przedwyborczej gry prawicy w orlenowskiej komisji śledczej. Komisja dostała tę teczkę - wraz z innymi materiałami, m.in. dotyczącymi prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego - pod koniec zeszłego tygodnia z IPN.
Od razu w prasie pojawiły się przecieki z komisji. Jej wiceszef Roman Giertych (LPR) - powołując się zresztą właśnie na te przecieki - ogłosił, że w teczce Belki jest podpisana przez niego instrukcja kontaktowania się z wywiadem PRL w USA.
Tymczasem Belka twierdzi, że nigdy z SB nie współpracował, a to, co podpisał w latach 80., to była tylko informacja, że w Stanach może być obiektem zainteresowania obcych wywiadów.
Giertych uznał, że premier w sprawie kontaktów z SB kłamał, i zaproponował, że sam wszystkich posłów zapozna z zawartością teczki premiera podczas utajnionej części obrad Sejmu.
Marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz (SLD) zapowiedział, że w ogóle do tego nie dopuści i odbierze Giertychowi głos. Szykowała się więc sejmowa zadyma.
Wszystkich uprzedził premier. Wczoraj ogłosił, że sam zwrócił się do szefa IPN o odtajnienie jego teczki.
Tymczasem rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll twierdzi, że te teczki w ogóle nie powinny były trafić do posłów z komisji. A to, co z teczkami IPN wyrabia komisja śledcza, zasługuje jego zdaniem na miano "dzikiej lustracji".
RPO w liście skierowanym do marszałka Cimoszewicza i prezesa IPN zaapelował wczoraj o "podjęcie wszelkich starań dla ścisłego przestrzegania obowiązującego prawa w zakresie udostępniania materiałów IPN".
Prof. Zoll uważa, że ustawa o IPN nie pozwala na udostępnienie teczek komisji. Bo wyraźnie powiada, że teczki mogą być udostępnione tylko w celu lustracyjnym, ścigania przestępstw nazistowskich, komunistycznych i przeciwko ludzkości, a także badań naukowych. Żaden z tych celów nie dotyczy komisji śledczej.
Współpraca z SB po 1983 r. już jawna
Od czwartku materiały dotyczące współpracy ze służbami specjalnymi PRL-u od 1983 do 1989 r. - w tym dane agentów SB - nie będą już chronione tajemnicą państwową. Do tej pory były, na mocy ustawy o ochronie informacji niejawnych. Dziś wchodzi w życie nowelizacja tej ustawy, która tę ochronę znosi.
Z informacji "Gazety" wynika, że teczka Marka Belki liczy kilkanaście stron. W 1978 r. wyjeżdżającym na stypendium Fullbrighta w USA Belką zainteresował się wywiad MSW. Belka, który był wtedy doktorem ekonomii Uniwersytetu Łódzkiego, przed wyjazdem odbył rozmowę z oficerem wywiadu. Podpisał oświadczenie, że został pouczony o "zagrożeniach", jakie mogą czekać go na Zachodzie. Ostrzegano go m.in., że mogą być wobec niego podejmowane próby werbunku ze strony obcych wywiadów. Miał o takich próbach informować. Zarejestrowano go jako kontakt operacyjny i nadano kryptonim. Nie złożył jednak żadnego raportu.
Gdy wrócił w 1980 r., wywiad przekazał tę informację SB w Łodzi (wydz. III WUSW). Funkcjonariusz tego wydziału spotkał się z Belką i zaproponował mu współpracę, która miała polegać na przekazywaniu bezpiece wiadomości na temat osób ze środowiska naukowego Uniwersytetu Łódzkiego. W aktach jest odnotowane, że Belka stanowczo odmówił. Z tej rozmowy został napisany raport, w którym funkcjonariusz ostro stwierdza, że Belka (członek PZPR) wykazał się postawą apartyjną i należy zastanowić się, czy nie wyciągnąć wobec niego konsekwencji organizacyjnych. Funkcjonariusz zasugerował również, że Belka nie powinien dostać paszportu na kolejny wyjazd. Działo się to jednak tuż przed sierpniem '80. Po tym okresie tego typu represje ze strony władz były coraz lżejsze i ostatecznie zrezygnowano z karania Belki. Zaprzestano też prób werbunku.