Projekt jest przełożonym na język ustawy porozumieniem, jakie po długotrwałych rokowaniach Jospin zawarł 20 lipca ub.r. z nacjonalistami korsykańskimi. Premier, obiecując im dość szeroką autonomię, kierował się dążeniem do przywrócenia pokoju na wyspie, od kilkudziesięciu lat wstrząsanej atakami terrorystów. Uważa też, że nowy status dla Korsyki będzie krokiem w kierunku decentralizacji całej Francji, która prędzej czy później będzie nieunikniona.
Korsyka ma uzyskać m.in. gwarancje ułatwień dla inwestorów, inny niż w całej Francji system opodatkowania spadkowego, Zgromadzenie korsykańskie otrzyma pewne uprawnienia legislacyjne, obowiązkowa ma być też nauka miejscowego języka.
Postanowienia te zakwestionowała francuska Rada Państwa (odpowiednik naszego NSA), co zapowiadało dyskwalifikację ustawy przez Radę Konstytucyjną (odpowiednik naszego Trybunału Konstytucyjnego). Rząd dokonał więc w projekcie zmian polegających głównie na tym, że Zgromadzenie Narodowe w Paryżu będzie mogło udzielać korsykańskiemu dodatkowych pełnomocnictw w konkretnych sprawach, a nauka korsykańskiego w szkołach niższego szczebla nie będzie obligatoryjna.
I w obecnej wersji projekt budzi zasadnicze sprzeciwy. Zdaniem jego przeciwników narusza on kardynalną republikańską zasadę jedności Republiki i równości wszystkich jej obywateli wobec prawa. Obiekcje takie podniósł prezydent Jacques Chirac, ale żywi je znakomita większość parlamentarzystów prawicowej opozycji, jak i niektórzy deputowani lewicy. Najbardziej zaciekłym przeciwnikiem projektu jest były szef MSW i przywódca małego Ruchu Republikańskiego Jean-Pierre Chevenement. Z powodu porozumienia z nacjonalistami korsykańskimi podał się on do dymisji - podkreśla, że ani nie wyrzekli się oni przemocy, ani nie zrezygnowali z dążenia do niepodległości. Zdaniem Chevenementa za Korsyką mogą pójść inne regiony - Alzacja, Bretania czy Baskonia.
Marek Rapacki, Paryż