Opole 2005: Tyłem do sceny

Po festiwalu polskiej piosenki Opole 2005. Jeden ciekawy koncert i kilka niezłych piosenek, które jednak zostały przytłoczone przez telewizyjną tandetę. O sobotniej nocy kabaretowej litościwie nie napiszę - żarty z Leppera, Giertychów i SLD to łatwizna. Bez dwóch zdań najlepszy był kabaret Mumio

- Trzeba mieć muzykę i tekst - wypalił jakiś góral pytany przez członka Kabaretu Moralnego Niepokoju o receptę na przebój. Działo się to w jednej z - mniej lub bardziej żartobliwych - scenek, którymi przerywany był piątkowy koncert "Premiery". Kabareciarz pytał w nich reprezentantów społeczeństwa o kondycję polskiej piosenki. Słysząc wypowiedź górala, opolska publiczność ryknęła gromkim śmiechem. Zupełnie nie wiem dlaczego. Powiedział przecież prawdę, o której zapomniała spora część występujących w Opolu wykonawców.

Fałszowanie na ekranie

Podczas koncertu "Premiery" realizator co chwila pokazywał przebitki na widownię, gdzie tańczyło kilka osób ustawionych twarzami do kamery, czyli plecami do sceny. Nic dodać, nic ująć. Ta scenka mogłaby posłużyć za podsumowanie całej imprezy. Bo w Opolu po raz kolejny rządziło telewizyjne show. Muzyka zeszła na drugi plan. "Premiery" zdominowane były przez - czasami zupełnie absurdalne - pomysły inscenizacyjne, które zdaniem reżysera miały pewnie dobrze wyglądać w telewizji. Stąd np. podczas występu Golec uOrkiestra po scenie hasał strażak z gaśnicą (utwór grany przez zespół nosił tytuł "Bo lato rozpala"), a w tle grupy Zakopower breakdance'owe młynki kręcili tancerze przebrani w góralskie spodnie.

Zapewne także ze względu na telewizję niemal wszyscy wykonawcy sobotniego koncertu "Superjedynki" występowali z playbacku (wyjątek - Doniu). - Pojechałem do Opola z nastawieniem, że jeżeli nie będą chcieli dostosować się do moich warunków, to nie gram i nara. Gram dla fanów, a nie dla tego towarzystwa wzajemnej adoracji - stwierdził Doniu. Na próbie powiedział do reżysera, że nie jest "artystą", więc chce, żeby mu włączono mikrofon.

Inni wykonawcy nawet nie próbowali ukrywać że śpiewają z playbacku, co było widać szczególnie podczas występu Kombii czy Kasi Kowalskiej. Ta ostatnia w pewnym momencie zabrała się nawet do pozdrawiania publiczności, chociaż z głośników dobiegał jej głos.

Ale nie ma się co zżymać. Może to i lepiej, bo gdy dzień wcześniej na "Premierach" playbacku nie było, okazało się, że nawet największe gwiazdy mają problemy z czystym wykonaniem piosenek. Fałszowały nawet dziewczyny z Sistars i Monika Brodka. Aż taka trema u zwyciężczyni polsatowskiego Idola? Ale i tak jej - zresztą niezła - piosenka "Miałeś być" zgarnęła tego dnia najważniejsze nagrody - najlepsza premiera i nagroda publiczności. Na tle tych wpadek bardzo dobrze wypadły laureatki konkursu "Debiuty" z zespołu Nana, a przede wszystkim Kasia Wilk śpiewająca w chórkach u Meza w utworze "Ważne" (a także - tym razem już solo - zdobywczyni drugiego miejsca w "Debiutach"). Ten hiphopowy utwór to - obok piosenki Brodki - jedna z niewielu kompozycji, która wśród opolskich premier na dłużej zapadała w pamięć. Mezo czy występujący dzień później w "Superjedynkach" Doniu nie są może reprezentantami szczególnie ambitnego nurtu polskiego hip-hopu, ale ich obecność w Opolu potwierdziła tezę - hip-hop zaczyna z powodzeniem spełniać dziś rolę muzyki pop.

Przebój, za przebojem

Jeśli tegoroczne Opole miało w ogóle większy ciężar gatunkowy, to wyłącznie za sprawą specjalnego niedzielnego koncertu z okazji 80-lecia Polskiego Radia. Podczas gali zabrzmiały wielkie standardy polskiej muzyki rozrywkowej w nowych aranżacjach i wykonaniach. "Jej portret" Bogusław Mec zaśpiewał wspólnie z Anną Marią Jopek. Kora i Maanam przypomnieli "Karuzelę z madonnami" Ewy Demarczyk. Myslovitz sięgnęło po "Białą flagę" Republiki, a Grażyna Łobaszewska zmierzyła się z utworem "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena. Można dyskutować nad wartością niektórych z tych wersji, ale wreszcie na scenie opolskiego amfiteatru zadziało się coś, za czym stał jakiś pomysł artystyczny.

Jednak to trochę mało jak na trzydniową imprezę.