Chen Yonglin, konsul Chińskiej Republiki Ludowej w Sydney, poprosił o azyl polityczny 26 maja. Stanowy departament imigracji nie zgodził się nawet rozpatrzyć jego prośby i przeprowadzić rozmowy wstępnej - odmowy udzielono ustnie i na miejscu.
Gdy szef departamentu imigracji radził Chenowi, by wrócił do swojej placówki, jego kolega dzwonił już do ambasady chińskiej. Konsul, który przyszedł z żoną i dzieckiem, wyszedł w pośpiechu - od dziesięciu dni jest uciekinierem i nic go nie chroni przed chińskimi agentami. Najpewniej Pekin wystąpi teraz z prośbą o odesłanie dyplomaty do kraju. Co go tam czeka? Niechybnie zostanie rozstrzelany - uważa były australijski agent wywiadu Warren Reed.
W zamian za azyl konsul Chen proponował ujawnienie siatki chińskich agentów w Australii, gdzie mieszka dużo Chińczyków. Zdaniem Chena siatka liczy ok. tysiąca agentów i zajmuje się śledzeniem chińskiej imigracji. Niekiedy ludzie ci znikają.
W poniedziałek Chen Yonglin powiedział w wywiadzie prasowym, że nie spodziewał się odmowy, bo wierzył, że Australia to kraj demokratyczny. "Jestem w rozpaczy" - dodał.
Dyplomata zapewnia, że pomagał niektórym dysydentom i z tego powodu nie może wrócić do Chin. Na razie jednak żadna chińska grupa dysydencka nie potwierdza prawdziwości jego słów, a dziennik "Sydney Morning Herald" twierdzi, że konsul zajmował się śledzeniem ludzi z pięciu ugrupowań niemiłych Pekinowi: Falun Gongu, dysydentów, obrońców Tybetu, Ujgurów i Tajwańczyków. Australijscy członkowie Falun Gong pamiętają, jak w czasie manifestacji Chen stał za firanką w oknie ambasady i filmował demonstrantów.
Australia nie daje komunistycznym dyplomatom azylu z powodów humanitarnych. Chen Yonglin zapewne ma wiele cennych wiadomości o działalności chińskiego wywiadu w Australii, ale Canberra nie chce psuć sobie stosunków z Pekinem. Chiny są najważniejszym odbiorcą australijskiej rudy żelaza, węgla, szykowane są duże kontrakty gazowe, a miesiąc temu oba kraje podpisały umowę o wolnym handlu, która zaowocuje kontraktami wartymi miliardy dolarów.
Sprawa konsula jest dla Australii w najwyższym stopniu kłopotliwa. Dlatego zapewne zaproponowano mu, by wystąpił o wizę turystyczną na normalnych zasadach (nie daje mu żadnej ochrony przed chińską bezpieką). Spekuluje się, że szef MSZ Aleksander Downer może mu przyznać w drodze wyjątku wizę specjalną, tzw. ochronną.
W poniedziałek ambasador Chin pani Fu Ying zapewniła, że jej koledze prawdopodobnie chodzi tylko o pretekst, by pozostać w Australii, gdzie kończyła mu się czteroletnia kadencja. - Może wracać bezpiecznie do kraju, nic mu nie grozi - powiedziała dziennikarzom. Zdziwiona była samym przypuszczeniem, że Chiny mogłyby go ukarać. - Za co - spytała? Czy Australijczycy nie wiedzą, że Chiny już nie są krajem "za bambusową kurtyną, to normalny przyjacielski kraj jak każdy". A to, co konsul mówi o chińskich agentach, którzy go śledzą, "można włożyć między bajki".