Sejm uchwalił ustawę o kinematografii

Po triumfie ustawy Krzysztof Zanussi, Andrzej Wajda i Kazimierz Kutz ściskali się z ludźmi z ław rządowych

Wreszcie nie mamy pretensji do polskiego parlamentu - mówił po głosowaniu w kuluarach reżyser Krzysztof Zanussi. - Uratowaliśmy polskie kino kosztem świetnie prosperujących prywatnych stacji telewizyjnych i operatorów telewizji kablowych.

Właśnie regulacje nakazujące prywatnym stacjom telewizyjnym, operatorom telewizji kablowych, właścicielom kin oraz producentom kaset wideo i DVD przekazywanie części zysków na produkcję polskich filmów uczyniły projekt tej ustawy kontrowersyjnym.

Za ustawą było 305 posłów, przeciw 93, a siedmiu wstrzymało się od głosu. Przeciwko byli nie tylko ci, którzy tracą na niej finansowo, ale i posłowie Platformy Obywatelskiej nazywający wspomniane regulacje "skokiem na kasę". W rewanżu twórcy filmowi w ogłoszeniach publikowanych w prasie zarzucali posłom Platformy, że chodzą na pasku prywatnych mediów.

Głosy znad gazet

Wczoraj w Sejmie Piotr Gadzinowski (SLD), poseł sprawozdawca z komisji kultury i środków przekazu, rwał się do referowania z trybuny 31 poprawek do projektu i czterech głosów mniejszości, ale marszałek Włodzimierz Cimoszewicz - popierany przez salę - zdecydował, że wnioski będą omawiane tylko wówczas, gdy wzbudzą kontrowersje podczas głosowań.

Takich kontrowersji nie było - posłowie zajęci głównie przeglądaniem gazet odrzucali wnioski mniejszości i poprawki, przeciwko którym była wcześniej komisja. Poza jednym wyjątkiem - jeden z posłów zapytał, czy obciążenie operatorów kablówek nie jest sprzeczne z prawodawstwem unijnym i czy nie sprawi, że ludzie będą płacić wyższy abonament "za kabel".

Wiceminister kultury Agnieszka Odorowicz odrzuciła te zarzuty: jej zdaniem regulacje unijne, na które się powoływano, dotyczą usług telekomunikacyjnych, a nie telewizyjnych. Przypomniała też, że operatorów kablówek zwolniono niedawno z 22-proc. VAT (przeszli na 7-proc.), dzięki czemu zyskali 180 mln zł. A opłaty na polskie kino będą dla nich obciążeniem rzędu 18 mln zł. Poza tym, nawet gdyby "koszty ustawy" przerzucili na odbiorców telewizji kablowych, to oznaczałoby to rocznie dla każdego z kablówkowiczów dodatkowy wydatek 4,6 zł.

Uściski w ławach

Zanim przyjęto ustawę o kinematografii, odrzucono wniosek o odrzucenie projektu (poparło go 22 posłów, przeciw było 296, wstrzymało się 79). Po triumfie ustawy Krzysztof Zanussi, Andrzej Wajda i Kazimierz Kutz ściskali się z ludźmi z ław rządowych. Z loży prasowej obradom przyglądał się senator Grzegorz Lato (SLD). Czyżby kochał polskie kino?

Skupienie się na konflikcie - popierający ustawę kontra ci, od których wyciąga ona pieniądze - sprawiło, niestety, że nie doszło do rozsądnej dysputy na temat innych wątpliwych regulacji, jakie znalazły się w ustawie. Jej uchwalenie oznacza przecież powstanie Instytutu Sztuki Filmowej, molocha, który skupi w sobie cały państwowy majątek kinematografii (aż boję się myśleć o przestrzeganiu procedur podczas jego późniejszej prywatyzacji!). O polskim kinie będą teraz stanowić praktycznie dwie osoby - minister kultury i dyrektor Instytutu (obok nich znajdą się tylko organy doradcze i opiniujące). To od tego ostatniego będzie zależało, który projekt filmowy dostanie państwowe wsparcie, a który nie.

Jest jeszcze jeden problem - przeciwko ustawie była partia, która prowadzi w rankingach wyborczych do Sejmu następnej kadencji. Czy jeśli Platforma Obywatelska obejmie władzę, będzie chciała zmienić ustawę?

Ta ustawa to