Minister Kamal Charazi jest pierwszym od czasu obalenia Saddama Husajna irańskim dyplomatą tej rangi, który bawi w Iraku. Stosunki pomiędzy oboma krajami były napięte od rewolucji islamskiej w Iranie w 1979 r. W latach 1980-88 krwawa wojna iracko-irańska pochłonęła setki tysięcy ofiar. W latach 90. Iran stał się schronieniem dla irackiej opozycji.
Dziś relacje iracko-irańskie poprawiają się w ekspresowym tempie. Szyiccy uchodźcy po obaleniu Saddama wrócili do ojczyzny, a w wyborach 30 stycznia zdobyli władzę. Ociepleniu stosunków nie przeszkadzają zarzuty Waszyngtonu, że Iran na przekór USA wspiera irackich rebeliantów (m.in. przerzucając bojowników przez granicę) oraz nielegalnie finansuje szyickie partie religijne w Iraku, ani nawet to, że prezydent George Bush umieścił przed laty Iran na swojej słynnej osi zła.
- Wierzymy, że bezpieczna granica oznacza bezpieczny Iran - mówił wczoraj w Bagdadzie Charazi po spotkaniach z premierem Dżafarim i prezydentem Dżalalem Talabanim. - W naszym dobrze pojętym interesie leży jej uszczelnienie i popieranie wszelkimi środkami rządu w Bagdadzie.
Dżafari też deklarował, że Irak potrzebuje dobrych stosunków z Iranem. Teheran zaproponował, że może przetwarzać w swoich rafineriach iracką ropę z okolic Basry. Irakijczycy na razie milczą, zapewne dlatego, że taki kontrakt prawdopodobnie spotkałby się ze sprzeciwem Amerykanów.