Musi oddać ząb zabrany 17 lat temu

Pomysłodawczyni pomnika Pomordowanych Żydów w Berlinie musi zwrócić ząb, który w tajemniczych okolicznościach zabrała z byłego obozu zagłady w Bełżcu

Skandal wybuchł tydzień temu podczas odsłonięcia pomnika w Berlinie. Na uroczystości byli m.in. prezydent i kanclerz Niemiec. Nagle dziennikarka Lea Rosh, szefowa fundacji, która zainicjowała budowę, wyciągnęła ząb. Powiedziała, że należał do ofiary Holocaustu, znalazła go 17 lat temu w Bełżcu, nosiła w portfelu, a teraz chce umieścić w części pomnika.

Zapanowała konsternacja. W obozie w Bełżcu hitlerowcy wymordowali 500 tys. Żydów, teraz jest tam Muzeum-Miejsce Pamięci. - Byłem zniesmaczony - mówi Robert Kuwałek, dyrektor muzeum. Zbulwersowani Żydzi rozważali bojkot pomnika. Paul Spiegel, przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech, oświadczył, że pomysł Roth jest bluźnierczy i wbrew prawu żydowskiemu: części ciała muszą po śmierci być w ziemi. Inni krytycy podkreślali, że nie ma pewności, czy ząb należał do ofiary, czy do kata.

Dyrektor Kuwałek zażądał zwrotu zęba. - Trzeba go pochować w Bełżcu - uważa. Ząb ma wrócić do Polski 24 lub 25 maja. O tym, w jaki sposób będzie pochowany, zadecyduje naczelny rabin Polski Michael Schudrich.

A jak to się stało, że niemiecka dziennikarka mogła tak sobie zabrać na pamiątkę ząb z miejsca zagłady? - Przed laty teren był nieuporządkowany, szczątki pomordowanych były porozrzucane - tłumaczy dyr. Kuwałek.