"Polka" to wielka fototapeta na ścianach Centrum Sztuki Współczesnej - reprodukcje obrazów i rycin, fotografie, przedruki stron z gazet ciągnące się od tablicy do tablicy jak w ilustrowanej encyklopedii. I rzeczywiście to zamierzenie trochę przypomina wysiłek encyklopedystów, którym chodziło o objaśnienie świata na nowo. Oraz o zamknięcie ogromnej porcji wiedzy w formie w miarę pojemnej.
Wiedza ta dotyczy kobiety w historii nowoczesnej Polski rozumianej jako historia narodu. Jest to encyklopedia alternatywna. Bo tak jak historia mężczyzn rozumiana jest zazwyczaj bez zastrzeżeń jako historia świata, historia kobiet będzie zawsze jej wersją odwróconą, rewolucyjną, wywrotową.
Tablice komponowane są na zasadzie tematycznej, na zasadzie zbierania razem podobnych wątków, łączenia ich w grupy, w rodziny obrazów. Wątki te wiążą się często z badaniami prof. Marii Janion i jej uczennic. Będzie więc osobna tablica poświęcona kobiecie jako wcieleniu rewolucji, będzie androgyne, wamp, syrena, Judyta, rusałka, matka Polka. Jesteśmy wśród naukowych lektur przełożonych na język obrazów, objaśnionych tu i ówdzie krótkim cytatem - język biblii pauperum.
Jest tu np. doskonała tablica samych portretów kobiet. Znanych i mniej znanych, takich, które weszły do encyklopedii, i takich, których zdjęć w żadnej encyklopedii nie znajdziemy. Wśród starych fotografii jest Róża Luksemburg w przebraniu japońskiej gejszy sfotografowana w swoim berlińskim mieszkaniu, a obok Róża Luksemburg w jasnej sukni i kapeluszu przewiązanym wstążką przemawiająca na wiecu. Jest też zdjęcie niezwykłe: jedyne, na jakie udało się natrafić w archiwach, zdjęcie z wiecu polskich sufrażystek. Co nie znaczy, że to był jedyny taki wiec. Znaczy to, że wiece sufrażystek nie były fotografowane. Nie były tego warte.
W dobie reprodukcji technicznej
I tu jest sedno sprawy. Niesfotografowane przedostaje się do pamięci i świadomości inną drogą. Czasem wtrącony tu i ówdzie cytat ukazuje przeżycie, które kontrastuje z obrazem. Na tablicy poświęconej chłopom para młoda w ludowych strojach bierze ślub, obok cytaty z pamiętnika chłopki: "Sińce na ciele" i "Gehenna".
Ale główna narracja odbywa się poprzez zdjęcia. Zdjęcia różnego rodzaju: artystyczne (np. Stanisława Ignacego Witkiewicza), wykonywane w pracowniach fotografów, zachowane w rodzinnych archiwach, reprodukowane w gazetach. Są pocztówki, są ulotki reklamowe. Są zdjęcia przestępczyń z archiwów więziennych. Są wyciągnięte z archiwum Głównej Biblioteki Lekarskiej fotografie dokumentujące schorzenia, są fotosy filmowe. Niezależnie, jakie jest ich pochodzenie, cel, autor, jakość, jedno je łączy - medium fotografii. A więc status obrazu, który podlega "reprodukcji technicznej".
Walter Benjamin, wielki niemiecki myśliciel, twórca teorii na temat tego, jak mechaniczne powielanie obrazów zmienia naszą percepcję, jest patronem tej wystawy. Bo bardziej niż historia kobiety to jest historia obrazu kobiety, jaki tworzyło w wieku XIX i XX społeczeństwo. A także tego - i tu piłeczka odbija się od ściany - jak fotografia kształtowała jej obraz świata. Dlatego np. Holocaust opowiedziany tu zostaje poprzez epizod z życia Susan Sontag opisany w jej książce "O fotografii". Otóż kiedy w wieku 12 lat zobaczyła ona fotografie z niemieckich obozów koncentracyjnych Bergen-Belsen i Dachau, jej życie podzieliło się na dwa etapy: przed i po zobaczeniu tych zdjęć.
Technika propagandy
Każda tablica jest fotomontażem. To wybór znamienny. Zestawianie mocno działającego obrazu z trafiającym w sedno cytatem to przecież technika używana w latach 20. przez rosyjskich konstruktywistów oraz niemieckich dadaistów przy urządzaniu wystaw. Jeśli kogoś dziwi, że na wystawie jest tylko historia uprzedmiotowienia kobiety, tylko historia stereotypu - niech zwróci uwagę na samą formę ekspozycji, bo w niej jest prawdziwe zerwanie więzów: z pełnym wyrachowaniem użyta technika propagandowa służy przeciągnięciu na swoją stronę politycznego przeciwnika.
Autorzy wystawy dokonali pracy pionierskiej. Z archiwów, które przeszukiwano przez dwa lata wyjrzały mało znane, nawet niepublikowane zdjęcia. Nie jest tak, że oglądamy tylko obrazy, które dominowały w masowej wyobraźni. Są też obrazy nieoczywiste. I nieoczywiste sąsiedztwa obrazów.
Dla mnie rewelacją są tutaj trzy zestawienia, których dokonała współautorka tego pokazu scenografka Agnieszka Zawadowska. Na jednej z tablic zestawiła rzeźbę Katarzyny Kobro "Konstrukcja wisząca 2" z lat 20. z podobnymi w formie aparatami używanymi w ówczesnej ginekologii do badania macicy - potworne metalowe taśmy z metalowym wziernikiem, którymi opinano biodra kobiety. Czyżby w rzeźbie konstruktywistycznej trwała pamięć o ciele?
Nie tylko w niej. Drugie zestawienie to ryciny zdeformowanych bliźniaczych płodów powstałe na potrzeby medyczne razem z reprodukcjami obrazów Marii Jaremy. Dzięki temu zestawieniu odkryto podskórny wątek bliźniactwa (artystka miała siostrę bliźniaczkę), który zadecydował o kształcie jej sztuki.
Trzecie to rzeźby Magdaleny Abakanowicz. Jej rzeźby z ledwo odciśniętymi w materii figurami pokazane zostały obok rzadkich fotografii, które do dzisiaj mają moc zadziwiania. To zdjęcia tzw. "foremek" czyli odcisków w wosku dłoni i stóp pozostawionych rzekomo przez duchy wywoływane w czasie seansów znanego przedwojennego medium Franka Kluskiego. Myśl o ciele jako o śladzie jakby przypadkiem, niechcący tylko pozostawionym w materii jest być może specyficznie kobieca. Albo była.
W wystawę włączono prace kilku polskich artystów współczesnych. Wśród nich jest film Katarzyny Górnej pt. "Sumo". Kobiety stoją tam w rzędzie na szeroko rozstawionych nogach i pokrzykują bojowo. Mają odsłonięte piersi. Bezcielesna matka Polka w czarnej szerokiej sukni odeszła do przeszłości.
"Polka. Medium, cień, wyobrażenie", część archiwalną przygotowali Maria Janion, Agnieszka Zawadowska, Kazimiera Szczuka, Stefan Szczykno, Stefan Okołowicz i zespół, część współczesną Ewa Gorządek, CSW Warszawa, do 3 lipca