Historia zachwytu

Niezwykły album o sztuce pod redakcją Umberto Eco. To subiektywna historia smaku od Wenus z Willendorfu do serigrafii ?Marilyn? Andy'ego Warhola wzbogacona fantastyczną erudycją literacką włoskiego pisarza

Umberto Eco we wstępie do zredagowanej przez siebie książki obiecuje, że nie będzie w niej definiował pojęcia piękna i tę obietnicę spełnia co do litery. Nie dowiemy się z niej, czym jest piękno, ani nawet, co autor za nie uważa. Dowiemy się za to, co ludzie przez wieki uważali za piękne. To historia zachwytu. Historia idealnych wyobrażeń, które wywoływały wzruszenie.

Piękno nieestetyczne

Piękno to słowo wątpliwe i w tytule tej książki jest albo prowokacją, albo chwytem reklamowym. Nie wszystkie epoki wiązały je ze sztuką. Najdalej od tego był Platon, który sztukę uważał za jedną z najbardziej niskich i nieszlachetnych praktyk. Widział piękno raczej w moralnych uczynkach, a nie wytworach ręki ludzkiej. Równie daleka od pomysłu, by sztukę wiązać z pięknem, jest cywilizacja współczesna. Przecież cała sztuka XX wieku, począwszy od dadaizmu i ekspresjonizmu, była skierowana przeciw pięknu. Opowiadała się za prawdą, za naturalnością, za przeżyciem. W pięknie widziała coś niemoralnego i podejrzanego.

Wcale nie musi być tak już zawsze. Nie chodzi tylko o to, że pięknem żyje kultura masowa - tam podział na to, co piękne i co brzydkie, jest i będzie niezachwiany. Jednak ciekawy proces zachodzi ostatnio w sztuce. W ciągu ostatniego roku np. zorganizowano niezależnie od siebie dwie wystawy (w Bielsku-Białej i w Berlinie), które brały na warsztat to - wydawałoby się dawno zdezaktualizowane - pojęcie. W Bielsku-Białej polskie kuratorki pokazywały nasze współczesne malarstwo, chcąc, by widzowie spojrzeli na nie nieuprzedzonym okiem. W Berlinie wystawa pod tytułem "O pięknie" łączyła prace współczesne z całego świata, w tym Matthew Barneya i Katarzyny Kozyry, pokazując, że nawet kiedy sztuka operuje estetyką z pogranicza kiczu i odrazy, kiedy zamiast uspokajać, drażni zmysły, może mieć coś wspólnego z pięknem. Jest odpychająca, a jednak się podoba.

Przypadkiem z tymi próbami myślenia pod prąd zbiegła się książką pod redakcją Umberta Eco. Napisana została w połowie przez niego, a w połowie przez Girolama de Michele, historyka filozofii, autora książek z dziedziny myśli estetycznej XX wieku. Ma pewną wadę - dla badaczy kultury współczesnej będzie rozczarowaniem. Dochodzi co prawda do czasów, kiedy na ekranie pojawił się stylizowany na barokowe "Ukrzyżowanie" Jim Caviezel w "Pasji" Mela Gibsona, ale sztuka współczesna potraktowana jest w niej powierzchownie. Przyjrzenie się temu, jak funkcjonuje dzisiaj idea piękna, pozostawiono do rozważenia innym. Za to zebrany w niej materiał historyczny niejednemu się przyda.

Ładne znaczy nudne

Ta książka zbudowana jest z dwóch prowadzonych równolegle narracyjnych nurtów. Nurt pierwszy to oszczędny wykład historii sztuki przeplecionej z historią smaku. Napisany jest przystępnie, nadaje się dla każdego czytelnika. Wiele w nim uproszczeń, ale żeby przedstawić na czterystu stronach historię idealnych wyobrażeń w sztuce od Wenus z Willendorfu do portretów Marilyn Monroe Andy'ego Warhola, trzeba się mocno streszczać. Drugi nurt stanowią wypisy z literatury.

Sięgają od filozofów presokratejskich, przez sentymentalną powieść "Clisson et Eugenie", którą w młodości napisał Napoleon Bonaparte, do "Kolonii karnej" Franza Kafki. Taka jest rozległość horyzontów Eco i to jest w książce najlepsze.

Z jej kart przeziera Eco semiolog i badacz wieków średnich, autor książki "Sztuka i piękno w średniowieczu". Rozdziały o subtelnościach średniowiecznej estetyki należą do najlepszych. Napięcie spada, kiedy czytamy rozdziały poświęcone zjawiskom renesansu i baroku. Ich autorem jest Girolamo de Michele. Widać, niestety, jak opisywana sztuka uwodzi autora. Po staroświecku i seksistowsku tropi on wątki erotyczne w malarstwie i dworskiej literaturze: "Ów pieprzyk, czarowny pieprzyk, co cień ów złoty, gdzie się sercem nurzę, tak lubym czyni na kochanej skórze...". Na usprawiedliwienie de Michele trzeba dodać, że ciekawie zaczyna się robić dopiero w epoce, w której kończy się zgoda co do tego, co jest piękne. Intrygująco jest wtedy, kiedy idea piękna ginie albo się rozmywa, a ludzie zaczynają się zastanawiać, na czym ona właściwie polega.

Kiedy książka najpierw piórem de Michele, a potem Eco opisuje sprzeczności wieku oświecenia i romantyzmu, z podręcznika o sztuce zamienia się w pasjonujący esej o smaku. Piękno w czasach Hume'a i Kanta zostało sprowadzone do gustu, do decyzji rozstrzyganej w ludzkim wnętrzu. Narodził się człowiek nowoczesny. Skoro tę decyzję podejmuje sam, piękne może być dla niego wszystko, nawet to, co u innych uchodzi za odrażające i złe. Książka zaczyna ukazywać nieprzewidziane aspekty zachwytu. Romantyczna fascynacja otchłanią, złem, mało ma już wspólnego z przeżywaniem tego co ładne, raczej z mrożącym krew w żyłach aktem transgresji.

Wszelki duch! Jakaż potwora!

W rozdziale o ambiwalentnym, wielorakim, "nieokreślonym" pięknie romantyzmu jest wypis z książki Mary Wollstonecraft Shelley o Frankensteinie z 1818 r.: "Któż zdoła pojąć grozę potajemnej pracy, gdy wśród plugawych wyziewów grzebałem w grobach lub zamęczałem żyjącą istotę, by kiedyś ożywić bezduszną glinę? (...) W samotnej izdebce, a raczej celi na poddaszu, odgrodzonej od wszystkich pozostałych mieszkań korytarzem i klatką schodową, urządziłem sobie ohydny warsztat tworzenia. Od ciągłego patrzenia na okropny materiał i jego straszne detale oczy wychodziły mi z orbit". Ta makabryczna powieść powstała kilka lat przed II częścią Mickiewiczowskich "Dziadów". Literackie utwory tego czasu dobitniej niż plastyczne ukazują ten odwrotny biegun piękna, do którego potrafili dotrzeć artyści romantyczni. Zapewne mieli następców. Ambiwalencja zachwytu i odrazy w sztuce i dzisiaj utrzymuje się na podobnym poziomie.

Książka o sztuce, którą proponuje Umberto Eco, tak naprawdę odwraca uwagę od sztuki i bardziej niż zachętą do zwiedzania muzeów jest zachętą do czytania. Znać rękę redaktora-literaturoznawcy. Dla Eco historia piękna jest ukryta w literaturze. To punkt widzenia szczególnie cenny dla ludzi, którzy znali do tej pory klasyczne "historie sztuki", gdzie jedne dzieła do znudzenia porównuje się z innymi, nie wychodząc poza magiczny krąg przedmiotów.

"Historia piękna" pod redakcją Umberto Eco, przeł. Agnieszka Kuciak, Rebis, Poznań