Prezydent Łotwy jednak jedzie do Moskwy

Prezydent Łotwy Vaira Vike-Freiberga jedzie 9 maja do Moskwy, choć przyznaje, że ?ostatnie rosyjskie wypowiedzi przypominają jej czasy stalinowskie?

Vike-Freiberga potwierdziła na piątkowej konferencji prasowej w Rydze, że jako jedyny przedstawiciel państw bałtyckich będzie w Moskwie na obchodach 60. rocznicy zakończenia wojny. - Jadę, bo mam nadzieję, że dzisiejsza Rosja jest innym krajem od tego, który wygrał wojnę - powiedziała łotewska prezydent w wywiadzie dla agencji AP. - Rosja była wówczas sojusznikiem Zachodu, ale była równocześnie krwawym i totalitarnym reżimem".

W tym samym wywiadzie Vike Freiberga po raz kolejna zaapelowała do Moskwy, by ta uznała, że zajęcie Litwy, Łotwy i Estonii przez ZSRR było nielegalne. Nie ma jednak na to większych nadziei, bo - jak sama przyznała - ostatnie rosyjskie wypowiedzi na ten temat "przypominają jej czasy stalinizmu".

Wielu obserwatorów spodziewało się, że pani prezydent może w ostatniej chwili odwołać swój wyjazd. Vike-Freiberga podkreślała jednak w piątek, że jedzie, bo "to dobra okazja, by przypomnieć światu, co zdarzyło się w republikach bałtyckich".

Zapytaliśmy Guntę Slogę, publicystykę największego łotewskiego dziennika "Diena", dlaczego pani prezydent decyduje się na wyjazd mimo kolejnych oświadczeń Moskwy broniących zajęcia krajów bałtyckich w 1940 i ich wcielenia do ZSRR jako akcji legalnej. - Pani Freiberga należy do polityków, którzy dotrzymują słowa, musiałoby zdarzyć się coś strasznego, aby zrezygnowała z wyjazdu - uważa Sloga. - Prezydent Bush powiedział, że bardzo mu się podoba nasza prezydent, bo podobnie jak on jest otwarta, stanowcza i zawsze mówi to, co myśli. Tutaj właśnie należy szukać źródeł tego, że nie wycofała się ze swojej decyzji.

Zdaniem Slogi, rosyjskie wypowiedzi są reakcjami na sygnały płynące z Zachodu, a nie z republik bałtyckich: - Na nas te rosyjskie pogróżki nie robią wrażenia. Dla nas najważniejsze jest to, co mówi nasz najważniejszy partner strategiczny, czyli USA. A prezydent Bush mówi, że rozumie naszą historię tak samo jak my, więc prezydent postanowiła nie zwracać uwagi na to, co mówi Kreml.

Sloga jest przekonana, że "obecna ekipa na Kremlu z prezydentem Putinem na czele na pewno nie uzna okupacji państw bałtyckich, bo jest to niemożliwe z powodu wewnętrznej sytuacji politycznej w samej Rosji".