Wdzięk i kajdanki

To jedyny w Polsce oddział policji, w którym przełożony nie może marudzić, że funkcjonariusz ma farbowane włosy, kolczyki w uszach i pomalowane paznokcie. Za dwa miesiące w centrum Warszawy częściej spotkamy na ulicy policjantkę z pałką i kajdankami niż policjanta

Przez policjantów w Warszawie nazywany złośliwie "elitarną kompanią". Oczko w głowie komendanta. Gdy rok temu składały ślubowanie, było ich 45. Pierwsze napisało o nich "Metro". W ich szeregach była np. medalistka olimpijska w rzucie młotem, świeżo upieczona wówczas policjantka Kamila Skolimowska. Dziś "na ulicę" wychodzi 20 z nich, pozostałe - w tym pani Kamila - od kilku dni są dzielnicowymi. Ale za dwa miesiące "elitarna" XV kompania prewencji stołecznej policji będzie liczyła aż 123 panie!

Nie mieszkają w koszarach, mają swoje domy, po służbie wracają do mężów, narzeczonych, dzieci. Zarabiają 1300 zł brutto plus 300 dodatku za pracę w Warszawie. Ale nie zamieniłyby tej pracy na inną. Przyszły z powołania, z ciekawości, z przekonania, że to pewna i stała praca. Nie boją się. Nie przeszkadza im, że raz patrolują Marszałkowską, innym razem, ubrane w kask, kamizelkę ochronną i pałkę, strzegą porządku na meczu piłkarskim. - Żeby dostać w łeb, nie trzeba pracować w policji - tłumaczą.

Marysia jest psychologiem. Drobna, z ładną buzią. Nie pasuje do tarczy, pałki i hełmu. - Chcę zostać policyjnym psychologiem. Po służbie na ulicy będę znała tę pracę od podszewki. Nikt nie przyjdzie do mnie i nie będzie mi wciskał kitu, że jest ciężko - uśmiecha się. Jej koleżanka Danusia przyszła do policji z banku. - Przeczytałam ogłoszenie, zastanowiłam się i postanowiłam spróbować. Nie żałuję. Sąsiedzi do dziś nie wiedzą, gdzie pracuję - mówi. Dziś jest już dzielnicową.

- Kiedy legitymujemy facetów, zawsze są mili, grzeczni, w rękę próbują całować, umawiać się. Co innego kobiety, szczególnie starsze. Niemal zawsze są pretensje, krzyk - opowiadają. Żadna nie liczyła, ile kilometrów chodzi na służbie. Nie mają czasu na oglądanie sklepowych wystaw. Ot, czasem rzucą okiem. Dowódca stawia wymagania: legitymowanie podejrzanych, pijących alkohol, dziwnie się zachowujących. Do tego sprawdzanie nieletnich (także ich telefonów komórkowych - czy nie kradzione), patrolowanie okolic bankomatów.

Na ulicy wzbudzają zainteresowanie. Oglądają się kobiety, oglądają i mężczyźni. Kiedy rozmawiam z kobiecym patrolem, w oczach przechodniów - ale tylko płci męskiej - widzę współczucie i pocieszające uśmiechy! Nawet przechodzący obok Jarek Jakimowicz (gwiazda "Młodych wilków") patrzy z litością. Myślą, że jestem podejrzany!

Monika i Aneta legitymują na Wspólnej grupkę młodych chłopaków w dresach. Mężczyźni są rozbawieni i nie słuchają poleceń. Dziewczyny wzywają wsparcie - radiowozem podjeżdżają Artur (dowódca plutonu) i Małgosia (dowódca drużyny). Małgosia (sierżant, od trzech lat w policji, wcześniej w straży miejskiej) ostro ustawia chłopaków. Widok Artura gasi uśmiechy. - Bo ta pani tak cicho mruczała pod nosem - tłumaczy jeden z młodzianów, dlaczego nie chciał pokazać dokumentów.

Kobiecy oddział prewencji to eksperyment. - Udany - cieszy się Mariusz Sokołowski, rzecznik stołecznej policji. - Warszawa to specyficzne miasto, dlatego kobiety doskonale się tu sprawdzają. Braliśmy przykład z Niemiec i Holandii, gdzie kobiety w patrolach ulicznych są od dawna. Bo panie łagodzą obyczaje - śmieje się Sokołowski.

W tym roku panie z patroli mają już na koncie zatrzymanie na gorącym uczynku ponad 20 bandytów!