Mówi prof. Stanisław Bereś z Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor Telewizyjnych Wiadomości Literackich:

Z promocją literatury polskiej za granicą jest krucho, bo ciągle odrabiamy zaległości i szkody powstałe w ciągu istnienia Polski Ludowej. Kiedy zajrzymy do najważniejszych francuskich leksykonów pod hasło "literatura polska" znajdziemy takie nazwiska jak Bohdan Czeszko, Helena Boguszewska czy Jerzy Kornacki, brak za to Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Mirona Białoszewskiego albo Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Obawiam się, że jeżeli w ten sposób przebiegała promocja polskiej literatury przez ostatnie pół wieku, to wydawcy na Zachodzie mogli się po prostu do niej zrazić. To na tamtejszych tłumaczy spada zatem ciężar "monitorowania" polskiej literatury, wybierania rzeczy wartościowych, przekładu i poszukiwań wydawcy. Zaproszenie do Polski i uhonorowanie tłumaczy to doskonały pomysł. Powinni wiedzieć, że ich potrzebujemy i doceniamy.

Z drugiej strony nie powinno być tak, że tłumacze biorą się za robotę, którą powinni wykonywać krajowi wydawcy. A to w ich interesie leży bombardowanie zachodnich partnerów materiałami promocyjnymi oraz organizacja wydarzeń, które dostarczą okazję do poznania naszych pisarzy w czasie imprez takich jak targi czy "Rok Polski w...". Osobiste kontakty są nie do przecenienia. W końcu utwory Gombrowicza wypromował we Francji Konstanty A. Jeleński dzięki swoim znajomościom w tamtejszym świecie literackim. Emigracyjna inteligencja, niestety, starzeje się i wymiera. Kto ją zastąpi w roli ambasadora polskiej kultury?

Pracę trzeba zacząć od dostarczania ciągłej i ciekawie przygotowanej informacji dla zagranicznych dziennikarzy, tłumaczy i wydawców. Teraz muszą się napracować, żeby dowiedzieć się, co słychać w Polsce, a powinni komplet informacji dostawać pod nos. W rankingu popularności autorów pod względem tłumaczeń królują nazwiska uznane, choć już niemłode, tłumaczone i wydawane "siłą rozpędu".

Wyjątkiem jest Olga Tokarczuk, pisarka średniego pokolenia, dobra, choć nie tej miary, co Różewicz, którego nieco prześcignęła w rankingu. Myślę, że do jej zaistnienia na świecie przyczynili się właśnie wydawcy, dobre tłumaczenia, ale i sama Tokarczuk, której chce się jeździć za granicę. Oby za jej przykładem poszli młodsi autorzy. Może warto na taki kongres tłumaczy zaprosić też grupkę zagranicznych wydawców, żeby poznali Polskę i naszych autorów? Takie wizyty słono kosztują, ale jeden obraz jest wart tysiąca słów.

Kogo powinniśmy promować? Poezję, eseje i młodych autorów, bo oni tego najbardziej potrzebują. Proza lepiej lub gorzej sama daje sobie radę. Błędem jest lekceważenie gatunków popularnych takich jak fantastyka. W ciągu ostatnich pięciu lat książki Stanisława Lema cieszyły równie dużym wzięciem jak dzieła Czesława Miłosza. Te same środki zainwestowane w promocję takich autorów jak Jacek Dukaj czy Andrzej Sapkowski odniosłyby większy skutek niż gdyby je wydać na niektórych autorów tzw. głównego nurtu.