Do ostatniej chwili nie było jasne, czy PiS zdoła zebrać większość potrzebną do przegłosowania wotum zaufania dla swojego lidera. Ostatecznie za absolutorium zagłosowało 32 radnych - o jeden głos więcej niż wymagana większość.
Głosowanie miało wymiar głównie symboliczny, bo brak absolutorium można wprawdzie wykorzystać do próby odwołania prezydenta w drodze referendum, ale to droga długa i niepewna.
Lech Kaczyński, kandydat na prezydenta RP, chciał pokazać, że ma poparcie Rady Warszawy. Opozycja chciała z kolei zabrać Kaczyńskiemu parę punktów rekordowego poparcia w sondażach publicznie krytykując jego potknięcia jako prezydenta Warszawy.
Polecenie głosowania przeciw absolutorim wydał swoim radnym lider LPR Roman Giertych i Hanna Gronkiewicz-Waltz, szefowa warszawskiej PO.
W tej sytuacji ratunkiem dla Kaczyńskiego mogła być grupa radnych wyrzuconych z PO, skupiona wokół Małgorzaty Ławniczak-Hertel, jednej z bohaterek tzw. afery mostowej (polegała na wykorzystywaniu znajomości z rządzącą przed laty stolicą PO do uzyskiwania lukratywnych zleceń). Wzbudziło to złośliwe komentarze, że oto walczący z korupcją prezydent stolicy układa się z "klubem czystych rąk". Ale nawet z grupą Ławniczak głosów nie starczało.
Do pierwszego starcia doszło w poniedziałek. Przez cały dzień radni opozycji wykazywali, jak źle rządzi Kaczyński. Wczoraj powtarzali te same argumenty - że kompletnie nie radzi sobie z inwestycjami i że "rozdmuchał" administrację.
Z sennego nastroju wyrwała salę na chwilę Ewa Śnieżanka z Samoobrony. Ujawniła, że ją też namawiano do poparcia prezydenckiej ekipy. - Panu prezydentowi powiem: spieprzaj dziadu. [tymi słowami Lech Kaczyński w kampanii wyborczej w 2002 r. opędzał się od natrętnego przechodnia.]
Jednak podczas głosowania okazało się, że Kaczyński ma ukrytych stronników - dwóch radnych klubu LPR, którzy do Ligi jednak nie należą. Są za to czołowymi działaczami mazowieckiej "S".
Obaj uznali, że budżet był wykonany koncertowo i nie widzą powodów do weta. Zlekceważyli polecenie lidera Ligi Romana Giertycha i w ekspresowym tempie wyrzucono ich z klubu LPR.
- Przyszłość pokaże, jaką cenę im zapłacono - mówi Jacek Zdrojewski, mazowiecki baron SLD. - Czy są to ustępstwa dla załóg pracowniczych w spółkach miejskich, czy po prostu miejsca na listach wyborczych PiS. Ciekawe, co dostaną radni skupieni wokół Ławniczak. Mamy do czynienia z polityczną korupcją.
- To bezczelne pomówienia i kłamstwa - ripostuje Mariusz Kamiński, szef warszawskiego PiS. - Z radnymi skupionymi wokół Ławniczak nie podpisaliśmy żadnego porozumienia. Nic im nie obiecaliśmy. A z "S" mieliśmy zawsze dobre kontakty. Wracamy do korzeni, układamy się na dużej scenie krajowej.