Fiasko ataku LPR, PO i SLD na prezydenta Warszawy

Dzięki układowi z dwójką radnych ?S? z klubu LPR i grupą b. radnych PO prezydent Warszawy dostał wczoraj od Rady Warszawy absolutorium za 2004 r.

Do ostatniej chwili nie było jasne, czy PiS zdoła zebrać większość potrzebną do przegłosowania wotum zaufania dla swojego lidera. Ostatecznie za absolutorium zagłosowało 32 radnych - o jeden głos więcej niż wymagana większość.

Głosowanie miało wymiar głównie symboliczny, bo brak absolutorium można wprawdzie wykorzystać do próby odwołania prezydenta w drodze referendum, ale to droga długa i niepewna.

Lech Kaczyński, kandydat na prezydenta RP, chciał pokazać, że ma poparcie Rady Warszawy. Opozycja chciała z kolei zabrać Kaczyńskiemu parę punktów rekordowego poparcia w sondażach publicznie krytykując jego potknięcia jako prezydenta Warszawy.

Polecenie głosowania przeciw absolutorim wydał swoim radnym lider LPR Roman Giertych i Hanna Gronkiewicz-Waltz, szefowa warszawskiej PO.

W tej sytuacji ratunkiem dla Kaczyńskiego mogła być grupa radnych wyrzuconych z PO, skupiona wokół Małgorzaty Ławniczak-Hertel, jednej z bohaterek tzw. afery mostowej (polegała na wykorzystywaniu znajomości z rządzącą przed laty stolicą PO do uzyskiwania lukratywnych zleceń). Wzbudziło to złośliwe komentarze, że oto walczący z korupcją prezydent stolicy układa się z "klubem czystych rąk". Ale nawet z grupą Ławniczak głosów nie starczało.

Do pierwszego starcia doszło w poniedziałek. Przez cały dzień radni opozycji wykazywali, jak źle rządzi Kaczyński. Wczoraj powtarzali te same argumenty - że kompletnie nie radzi sobie z inwestycjami i że "rozdmuchał" administrację.

Z sennego nastroju wyrwała salę na chwilę Ewa Śnieżanka z Samoobrony. Ujawniła, że ją też namawiano do poparcia prezydenckiej ekipy. - Panu prezydentowi powiem: spieprzaj dziadu. [tymi słowami Lech Kaczyński w kampanii wyborczej w 2002 r. opędzał się od natrętnego przechodnia.]

Jednak podczas głosowania okazało się, że Kaczyński ma ukrytych stronników - dwóch radnych klubu LPR, którzy do Ligi jednak nie należą. Są za to czołowymi działaczami mazowieckiej "S".

Obaj uznali, że budżet był wykonany koncertowo i nie widzą powodów do weta. Zlekceważyli polecenie lidera Ligi Romana Giertycha i w ekspresowym tempie wyrzucono ich z klubu LPR.

- Przyszłość pokaże, jaką cenę im zapłacono - mówi Jacek Zdrojewski, mazowiecki baron SLD. - Czy są to ustępstwa dla załóg pracowniczych w spółkach miejskich, czy po prostu miejsca na listach wyborczych PiS. Ciekawe, co dostaną radni skupieni wokół Ławniczak. Mamy do czynienia z polityczną korupcją.

- To bezczelne pomówienia i kłamstwa - ripostuje Mariusz Kamiński, szef warszawskiego PiS. - Z radnymi skupionymi wokół Ławniczak nie podpisaliśmy żadnego porozumienia. Nic im nie obiecaliśmy. A z "S" mieliśmy zawsze dobre kontakty. Wracamy do korzeni, układamy się na dużej scenie krajowej.