Osadnicy wychodzą z Gazy - korespondencja Pawła Smoleńskiego

Żydowscy osadnicy, którzy nie chcieli dobrowolnie opuścić swych domostw w Strefie Gazy, byli wczoraj wyprowadzani, a nawet wynoszeni przez izraelskich żołnierzy. Ewakuacja przebiega sprawniej, niż się spodziewano - przyznają izraelscy wojskowi

Płaczą osadnicy, którzy nie zastosowali się do poleceń władz i zostali w osiedlach. Płaczą żołnierze, którzy muszą usuwać ich siłą. Bo jak nie płakać, jeśli byłoby się na miejscu oficera Yossiego Bangio, który rano zapukał do drzwi jednego z domów w największym osiedlu strefy Gazy Newe Dekalim.

Bangio przedstawił się, a wtedy stara kobieta wpuściła go do środka. Wyciągnęła album ze zdjęciami z rodzinnego Tangeru, który opuściła 20 lat temu, i pokazała mu rodzinną fotografię. - To ty Yossi - powiedziała. - Nawet nie wiesz, że jesteśmy rodziną. A teraz wyrzucasz mnie z mojego domu.

- Trudno powiedzieć, co poczułem - zwierzał się Yossi bratu, od którego usłyszałem tę historię. - Ona nawet nie krzyczała. Powtarzała tylko: - Jak możesz wyrzucać mnie z domu. Mam nieczyste sumienie.

Newe Dekalim

Do północy, kiedy upływał termin ultimatum, wyjechały z Gazy 832 rodziny, na 1550 osiadłych we wszystkich osiedlach. Rano do strefy weszło 15 tys. funkcjonariuszy.

W Newe Dekalim, największym żydowskim osiedlu w Gazie, nie było bitew z policją. Podpalono kilka plastikowych śmietników i kilkadziesiąt opon. Młodzież przepychała się z policją, a z tylnych szeregów od czasu do czasu leciały butelki z wodą i jajka. Jajkiem dostało się Natanowi Vilnai, posłowi Partii Pracy, wspierającej ewakuację osadników. Najbardziej krewkich nastolatków aresztowano. Przed południem mówiono o 60 osobach.

Lecz większość mieszkańców Newe Dekalim siedziała w domach, czekając na żołnierzy. Najbardziej radykalni młodzi ludzie, głównie przyjezdni z osiedli na Zachodnim Brzegu, zamknęli się w synagodze i weszli na dachy okolicznych domów. Zgodę na przedpołudniowe modły rabini wynegocjowali z wojskiem.

- Spodziewaliśmy się silnego oporu w jesziwie Torat Haim - powiedział mi policjant - do której zjechało wielu uczniów szkół religijnych z całego kraju. Zdziwiliśmy się, bo gdy weszliśmy na podwórze, studenci byli już spakowani i gotowi do wyjazdu. Tylko niektórzy z nich poszli do synagogi zamiast do autobusów.

W enklawie Morag protestujący zastawili bramę wjazdową kontenerami na śmieci. Tak samo jak w Newe Dekalim mieszkańcy tłumnie weszli do synagogi. Lecz już po kilku godzinach żołnierze wyprowadzali ich do podstawionych autobusów. Kilka minut przed 16 w Morag nie było osadników.

Jeszcze szybciej ewakuowano osiedle Tel Fatifa i Kerem Atzmona, gdzie w stronę funkcjonariuszy poleciało kilka zapalonych butelek. Lecz w uchodzącym za najbardziej twarde osiedlu Kfar Darom osadnicy zniszczyli wojskowy buldożer. Mimo to pułkownik Mosze Kaplinski, jeden z dowodzących akcją, uznał, że ewakuacja przebiega sprawniej niż się spodziewano.

Szaron ma wielkie kłopoty

W specjalnym przemówieniu premier Ariel Szaron poprosił, by osadnicy nie winili żołnierzy i policjantów, lecz całą złość skupili na nim. Być może ewakuacja z Gazy należy do najtrudniejszych decyzji w jego karierze. Opuścili go koalicjanci z radykalnie prawicowej Unii Narodowej, później do buntu przyłączyła się część jego partii Likud. Na wielu zebraniach Likudu o Szaronie mówi się "zdrajca". Również politycy z koalicyjnej Partii Pracy uznali, że Likud jest w rozsypce i kiedy zakończy się akcja w Gazie, zapewne przestaną wspierać rząd Szarona.

W Newe Dekalim osadnicy, którzy postanowili nie wyjeżdżać dobrowolnie, z reguły nie chcą rozmawiać z dziennikarzami. Lecz kiedy usłyszą "Ariel Szaron", odpowiadają stekiem obelg.

- To zdrajca, a nie Żyd. Kiedyś był moim bohaterem, dziś jest nikim, gorszym od psa.

- Tego, co nam robi, nie ośmieliliby się uczynić najwięksi antysemici.

Szaron chce, byśmy wynosili się z dnia na dzień. Prawdziwy Żyd tak nie postępuje z innymi Żydami.

W Newe Dekalim nastała noc. Siedzę na podwórzu synagogi, gdzie w wielkich garnkach paruje ryż, soczewica. Wszędzie leżą plecaki, między nimi dziecięce wózki. Na pobliskich ulicach stosy śmieci, szczątki spalonych opon i plastikowych kontenerów. Swąd spalenizny drażni nos; dopalają się ostatnie pryzmy plastikowych butelek. Żołnierze i policjanci odpoczywają na trawnikach. Telewizje z całego świata rozstawiły anteny.

Świątynia pełna jest młodych ludzi. Stoją twarzą do zwojów Tory i śpiewają, że naród Izraela nie opuści ziemi Izraela. Że nadejdzie Mesjasz, który wynagrodzi krzywdy.

Oficer Santo Bangio opowiada: - Tu są nie tylko zbuntowani przeciwnicy ewakuacji osiedli i żołnierze. Przyjechało wielu rabinów, którzy chcą wesprzeć osadników opuszczających Newe Dekalim. Przyjechali psychologowie. Naprawdę zależy nam, by ewakuacja przebiegła sprawnie i w najbardziej ludzki sposób. Lecz po ludzku nie da się takiej akcji przeprowadzić. Ewakuacja osiedli jest konieczna. Ale to boli. Nie dziw się więc, że wszyscy dziś płaczemy.