Brok-Strzelec sprzedał browary Duńczykom

Najmniejszy z giełdowych browarów Brok-Strzelec sprzedał swoje marki i browary w Koszalinie i Jędrzejowie Danish Brewery Group, producentowi znanego piwa Faxe. Po tej transakcji polski rynek piwa został już prawie w całości podzielony między zagraniczne koncerny

Akcjonariusze Broka-Strzelca na poniedziałkowej sesji zareagowali na te wieści optymistycznie - kurs wystrzelił w górę o ponad 10 proc., by skończyć sesję ze stratą 2 proc.

Akcjonariusze Browarów Polskich Brok-Strzelec jeszcze w marcu wyrazili zgodę na zbycie majątku spółki. Za 136,5 mln zł oddali Duńczykom m.in. browary w Jędrzejowie, Koszalinie, marki Brok i Strzelec oraz pakiet 22 proc. akcji lubelskiego browaru Perła (kolejne 26 proc. sprzedaje nowemu inwestorowi także BGŻ). Umowa jest przedwstępna i po uzyskaniu zgód m.in. administracyjnych ma zostać sfinalizowana do końca kwietnia.

Perła i 2 proc. rynku

- W nowej strategii Danish Brewery Group Polska jest jednym z celów w północnej Europie. Przejmując aktywa od Broka-Strzelca, uzyskuje dostęp do dwóch lokalnych rynków - na Wybrzeżu i w południowej Polsce - podała duńska spółka w komunikacie skierowanym do inwestorów na giełdzie w Kopenhadze, gdzie jest notowana.

Brok ma obecnie blisko 2-proc. udział w piwnym rynku i jest kopciuszkiem przy takich potęgach jak Kompania Piwowarska (Tyskie, Lech, Żubr) i Grupie Żywiec, które kontrolują łącznie aż 73 proc. piwnego rynku. Wejście na nasz rynek Danish Brewery Group właściwie zamyka przejmowanie przez zagraniczny kapitał polskich browarów. Po tej transakcji zagraniczni właściciele - także SABMiller w Kompani Piwowarskiej, Heineken w Żywcu, Carlsberg w Okocimiu, Palm w Browarze Belgia - opanowali w sumie 93 proc. naszej produkcji piwa. Jeśli nowy duński gracz przejmie także w całości Perłę, to w krajowych rękach pozostanie niecałe 5 proc. produkcji rozproszonej w kilkudziesięciu małych i średnich zakładach, które w ostatnim roku miały duże problemy ze sprzedażą.

Z uzyskanych pieniędzy Brok-Strzelec chce spłacić do zera swoje zobowiązania, w tym handlowe i podatkowe (ok. 70 mln zł) oraz wykupić obligacje warte 41 mln zł. Pozostałe pieniądze mają posłużyć do bezpośredniego skupu na giełdzie do 10 proc. własnych akcji, na co ma zgodę walnego zgromadzenia. Brok nie ma zamiaru opuszczać giełdy.

Woda zamiast piwa

- Samodzielnie nie będziemy już warzyć piwa - powiedział nam prezes Broka-Strzelca i jeden z głównych właścicieli Adam Brodowski. Wyjaśnił, że decyzja o sprzedaży majątku i zmiany przedmiotu działalności ma związek z problemami z uzyskaniem kapitału obrotowego na produkcję. - W sezonie zimowym wykorzystywaliśmy moce w 25-30 proc. z powodu braku kapitału mimo zapotrzebowania rynku na nasze piwo - powiedział Brodowski.

Co zamierza Brok? Spółka na ostatnim walnym zmieniła nazwę na Sagittarius-Strzelec i chce mieć inny profil działalności. Do końca kwietnia zamierza kupić udziały w jednym-dwóch zakładach produkujących wodę mineralną i na tym oprzeć swoje przychody. - Segment wody mineralnej w Polsce rośnie szybko i ma spory potencjał - uważa prezes Brodowski.

Potknął się o Pekao?

Prezes Broka Brodowski uważa, że podjęta przed dziesięcioma laty próba stworzenia wokół spółki czwartej grupy piwowarskiej w Polsce i przejęcie ok. 5 proc. rynku miały szanse powodzenia, ale wszystko popsuł Pekao SA.

W marcu zeszłego roku w trakcie dobrze zapowiadającej się restrukturyzacji finansowej prowadzonej pod okiem Erste Securities Polska bank Pekao SA nieoczekiwanie dokonał egzekucji z rachunków browarów, w dodatku początkowo na zawyżoną kwotę.

Brok-Strzelec spłacał bankowi raty za majątek produkcyjny przejętego upadłego koszalińskiego Broka. Pekao uzasadniło egzekucję komorniczą tym, że browar miał na spłatę prawie dwa lata, wielokrotnie nie dotrzymywał obietnic i przesuwał terminy oddania pieniędzy. Bank poczuł się "zwodzony" i wykorzystał moment, kiedy na koncie browaru pojawiły się pieniądze, by je przejąć. Browar był zaszokowany takim postępowaniem, bo twierdził, że pozostawał w codziennym kontakcie z departamentem kredytów trudnych Pekao SA, aby uzgodnić termin i źródło spłaty pozostałej części należności.

Według Brodowskiego po tej głośnej sprawie banki odwróciły się od spółki i nie mogła uzyskać funduszy. Z planowanej emisji obligacji zamiennych wartych ok. 45 mln zł sprzedała papiery jedynie za 15 mln zł, aby w ekspresowym tempie spłacić Pekao SA.

Inwestorzy na giełdzie od miesięcy wyprzedawali akcje, które spadły poniżej 1 zł. Było to zrozumiałe, bowiem spółka nie dotrzymała ambitnej prognozy wyników na 2004 r. mówiącej o 162 mln zł przychodów i 4,6 mln zł zysku netto. Sprzedała piwo tylko za 112 mln zł, a strata netto sięgnęła 8,3 mln zł. Nie udało jej się zgodnie z obietnicą zwiększyć też produkcji z 500 do 700 tys. hektolitrów, bo z powodu braku kapitału nie wykorzystała piwnych żniw latem.

- Ta transakcja to dobre posunięcie i dla Broka, i dla Duńczyków. Brok nie miał innego wyjścia, skoro nie było wystarczającego kapitału na finansowanie produkcji piwa. Jeśli Duńczycy nie będą mieli ogólnopolskich ambicji, tylko regionalne, to powinni odnieść sukces. Faxe to dobra marka i warzona w Polsce może konkurować cenowo z Carlsbergiem i Heinekenem - powiedziała nam Bogna Sikorska, analityk branży spożywczej w Biurze Maklerskim BGŻ.

Danish Brewery Group jest średnim producentem piwa w skali europejskiej. W zeszłym roku uwarzył 4,8 mln hektolitrów, czyli nieco mniej niż nasz Okocim (obecnie Carlsberg Polska). Dla porównania cały koncern Carlsberg sprzedał na świecie 92 mln hl. Przychody DBG wyniosły 1,57 mld zł, a zysk przed opodatkowaniem 137 mln zł.

Dla czołowych producentów piwa Polska jest niesłychanie ważnym rynkiem. Dla Heinekena, trzeciego co do wielkości producenta na świecie, jesteśmy drugim rynkiem sprzedaży (po Hiszpanii), przebijając nawet USA. Z kolei u SABMillera (światowy lider) zajmujemy trzecie miejsce, ustępując jedynie USA i RPA. Dziesięć lat temu Polska miała tylko 1,09-proc. udział w światowej produkcji, a w zeszłym roku wskaźnik ten podskoczył do blisko 2 proc. (dziesiąta pozycja w świecie).

Nie byłoby tego, gdyby nie spragnieni polscy piwosze, którzy wypijają rocznie już 75 litrów na głowę. To o połowę więcej niż przed dziesięcioma laty. Ale to nie wszystko. Jesteśmy na dobrej drodze, aby za dwa-trzy lata pić tyle, ile średnio Europejczyk, czyli 85 litrów. Pewne jest tylko jedno - nie przegonimy Czechów ze 160 litrami.

Rosnącą w siłę pozycję Polski dostrzegają analitycy. W raporcie firmy analitycznej Canadean z listopada zeszłego roku podkreślono znaczenie dynamicznie rozwijających się piwnych rynków Europy Wschodniej. Od 1998 r. konsumpcja piwa wzrosła tu aż o prawie 60 proc., zaś kluczowymi graczami regionu zostały Rosja i Polska. Obydwa kraje należą do pierwszej piątki najszybciej rosnących rynków na świecie w ostatnich pięciu latach (w mln hl).