Ten największy nasz gryzoń ma niczego sobie zęby - dolne siekacze mogą mieć nawet 15 cm długości, a nacisk na centymetr kwadratowy to kilka ton. Łatwo sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy taki przecinak trafi na palec. - Niech nikt nie próbuje go łapać, bo to się może źle skończyć - radziłem, choć sam nie za bardzo wiedziałem, jak się postępuje z bobrem. Na szczęście znam nieocenionego dr. Andrzeja Czecha, który z niejednym bobrem miał do czynienia. - Możesz go schwytać w sieć i przenieść do metalowej klatki albo położyć na niego klatkę i coś podsunąć od spodu, a potem klatkę obrócić. A najłatwiej i najszybciej jest złapać bobra za ogon - radził Andrzej, a ja wiedziałem, że ta ostatnia możliwość nie wchodzi w grę. Choć miałem stracha, nie było wyjścia. Z Zakładu Badania Ssaków PAN pożyczyliśmy sieć, a od znanego filmowca przyrody Jana Walencika odpowiednią klatkę i ruszyliśmy z Nurią na ratunek. Na miejscu było małe zbiegowisko, a przy bobrze, który utknął w ogrodzie wciśnięty w niewielki rów, stało kilku strażaków. Na szczęście bóbr okazał się młodym zwierzęciem, mocno przerażonym całym zdarzeniem i bez większego kłopotu dał się wepchnąć za pomocą łopaty do klatki. Cała akcja dzięki strażakom trwała niecałą minutę. Gdy zwierzak znalazł się w zamknięciu, ruszyliśmy do najbliższej rzeki. Andrzej ostrzegł mnie, że musimy działać bardzo szybko. Bobry co prawda są wielkimi zwierzakami, ale wrażliwymi na stres. Ze strachu mogą nawet paść.
Wszystko jednak skończyło się dobrze i nasz bóbr spokojnie powędrował do wody. Myślę, że da sobie radę i już nigdy nie zapędzi się do ludzkiego osiedla. Takie wypadki mogą się jednak zdarzać coraz częściej. Bobrów ci u nas dostatek, a młode w poszukiwaniu nowych terytoriów odbywają całkiem długie wędrówki. Gdy ktoś zobaczy takiego bobra, lepiej niech się do niego nie zbliża. Nerwowa sytuacja może zaszkodzić i człowiekowi, i zwierzęciu. Najlepiej poczekać na kogoś, kto potrafi złapać bobra i przetransportować w bezpieczne dla niego miejsce.