Świadkami bezprecedensowych zamieszek wywołanych przez kibiców chuliganów w Korei Północnej, ostatniej stalinowskiej dyktatury świata, stały się w środę miliony telewidzów oglądających jeden z meczów eliminacyjnych Pucharu Świata Korea Północna - Iran. W połowie meczu syryjski sędzia odesłał na pole karne zawodnika drużyny gospodarzy. Wówczas na boisko posypały się krzesła, kamienie i butelki. Nastąpiła przerwa w grze. Po ogłoszeniu wyniku 2:0 dla gości tysiące rozwścieczonych miejscowych kibiców zablokowało irańskim piłkarzom dostęp do czekającego na nich autokaru. Dopiero po dwóch godzinach milicja najbardziej totalitarnego kraju świata zdołała odeprzeć agresywny tłum i umożliwić gościom odjazd.
To wydarzenie, pierwsze w swym rodzaju, usiłują rozgryźć teraz znawcy Korei Północnej. Korea Północna rządzona żelazną ręką kojarzyła się dotąd z defiladami, tańcami na placach publicznych na cześć Kim Dzong Ila i idealnie synchronizowaną choreografią, w której tysiące dzieci ustawiały się na stadionach w żywe, politycznie słuszne obrazy. Wybuch niekontrolowanych emocji tłumu i słabość milicji mogą być potwierdzeniem pojawiających się ostatnio spekulacji o kryzysie reżimu. "Jeśli zamieszki były spontaniczne, może to oznaczać, że kontrola państwa nie jest już taka ścisła jak dawniej" - stwierdził znawca Korei Północnej i autor książki o Kim Dzong Ilu Michael Breen. Powody "rozluźnienia" są znane. W obliczu postępującej zapaści gospodarczej Phenian uwolnił trzy lata temu ceny i przeprowadził częściową reformę rynkową. Efektem był wzrost nierówności majątkowych i towarzyszące mu frustracje. Rządowa agencja KCNA zbagatelizowała stadionowy incydent. Napisała, że kibiców "rozłościła błędna decyzja syryjskiego sędziego". Eksperci nie widzą powodów, dla których sam reżim miałby napuścić własnych kibiców na drużynę Iranu, również kraju z amerykańskiej "osi zła". W dodatku takiego, z którym wymienia technologię wojskową.