Ta sprawa ma być głównym tematem kwietniowej wizyty Władimira Putina w Tel Awiwie.
Gdy jesienią minister obrony Siergiej Iwanow przyznał, że w walce z "czeczeńskim terroryzmem" Rosja chce wykorzystać doświadczenie izraelskich służb specjalnych, spowodował wyłom w tradycji rosyjskiej dyplomacji. Dotychczas bezkrytycznie broniła ona wszystkich "bojowników palestyńskich". Kilka dni po deklaracji Iwanowa ujawniono, że oba kraje prowadzą rozmowy o wspólnych szkoleniach służb specjalnych.
Zapowiedziana w środę wizyta to znak dużej poprawy w stosunkach rosyjsko-izraelskich. Izrael od lat jest sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie i w Moskwie był postrzegany jako zagrożenie dla rosyjskich interesów. Dlatego Izraela nie odwiedził żaden z przywódców ZSRR, nie pojechał tam też poprzednik Putina prezydent Borys Jelcyn.
Ocieplenie w stosunkach między Rosją i Izraelem zaczęło się po zakończeniu zimnej wojny. ZSRR popierał wtedy państwa arabskie we wszystkich konfliktach z Izraelem. Zaś po wojnie sześciodniowej z 1967 r. wymusił na krajach bloku radzieckiego zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem.
Do wzmocnienia związków Izraela z Rosją przyczyniła się też masowa imigracja rosyjskich Żydów do Izraela w latach 90. Obecnie w 6,5-milionowym Izraelu mieszka ich ok. miliona.
- Od 15 lat nasze stosunki były ledwie poprawne. Do dużego zbliżenia doszło podczas drugiej kadencji Putina. Nasze kraje łączy walka z terroryzmem - mówi pracownik izraelskiej ambasady w Moskwie.
Rosyjsko-izraelskie zbliżenie nie oznacza pełnej sielanki. Rząd Ariela Szarona od dwóch miesięcy protestuje przeciw sprzedaży rosyjskiej broni do Syrii i udziałowi Rosjan w budowie elektrowni atomowej w Iranie. Jednak zdaniem jerozolimskich analityków syryjskie kontrakty Rosji nie oznaczają, że Moskwa chce powrotu do antyizraelskich sojuszy na Bliskim Wschodzie.