Belka ogłosił na początku marca, że zrobi wszystko, by Sejm rozwiązał się 5 maja. Dał też do zrozumienia, że poda się wtedy do dymisji i zapisze do Partii Demokratycznej. - Takimi deklaracjami chce zmusić SLD do głosowania za wiosennymi wyborami - komentowano.
Sojusz podjął jednak w ostatnią sobotę decyzję, by z wyborami poczekać do jesieni. I pyta Belkę: - A co z warszawskim posiedzeniem Rady Europy w połowie maja? Czy Polska ma być wtedy krajem bez premiera? Co z referendum eurokonstytucyjnym? Jeśli prawica dojdzie do władzy już wiosną, referendum może się w tym roku nie odbyć.
W sejmowych kuluarach można też było usłyszeć inne argumenty: lewica chce mieć więcej czasu na jednoczenie się, a prezydent Kwaśniewski obawia się, że po wiosennych wyborach prawica uruchomi procedurę odwoływania go ze stanowiska.
Dziś liderzy SLD spróbują nakłonić Belkę do zmiany decyzji. Liczą na perswazję i fakty dokonane.
- Belka nie jest osobą, która szybko zmienia zdanie. Jeśli zadeklarował, że złoży dymisję i przejdzie do Partii Demokratycznej, to tak zrobi. Będziemy go jednak namawiać, aby nie robił tego 5, tylko 16 maja, tuż po Radzie Europy. To kwestia powagi naszego państwa - mówi sekretarz SLD Marek Dyduch.
Ale tak naprawdę Sojusz ma nadzieję, że rząd Belki przetrwa do jesieni. Dlaczego? Bo jesiennych wyborów chce prezydent i zapowiada, że dymisji Belki nie przyjmie. Bo wiosenne wybory przestała popierać SLD-owska frakcja Krzysztofa Janika... Belka stracił więc głównych sprzymierzeńców w walce o skrócenie kadencji Sejmu.
- Najważniejsze jest referendum eurokonstytucyjne. Jemu trzeba wszystko podporządkować - powtarza dziś Janik. Mówi tym samym - 5 maja, podczas sejmowego głosowania, Sojusz się nie podzieli.
Maleją tymczasem szanse na realizację innego celu, któremu sprzyjać miało odłożenie wyborów na jesień. Na integrację lewicy. Jej najwięksi zwolennicy - frakcja Janika - przegrali sobotnią Radę Krajową SLD.
Następną szansą jest dla niej majowa konwencja partii i lustracyjne problemy Jozefa Oleksego. Sąd pierwszej instancji uznał go za kłamcę lustracyjnego. W połowie kwietnia ma się odbyć apelacja. Jeśli po raz drugi Oleksy usłyszy: "Skłamał pan", będzie w kłopocie. Nawet Dyduch, który w SLD próbuje być mediatorem, daje do zrozumienia, że zmiana lidera stanie się potrzebna.
Ale czy otworzy to drogę do integracji?
Do tanga trzeba dwojga, a SdPl sprawia wrażenie, jakby zależało jej wyłącznie na pogrążeniu Sojuszu. Przed sobotnią Radą Krajową Marek Borowski mówił rzeczy, które mogły tylko Janikowi zaszkodzić. Nieprzypadkowo.
- Uwierzył chyba, że wystarczy głośniej tupnąć, żeby SLD się rozsypał - mówi polityk SdPl.
W partii Borowskiego przeważa pogląd, że "dla SLD nie ma już ratunku". I trzeba mu pomóc się rozpaść, a nie szukać wyborczych aliansów. - To gra w rosyjską ruletkę, która może się źle skończyć dla jednych i drugich. Jeśli formacja, która w sondażach jest pod wyborczym progiem [SdPl], ośmiesza tę, która przekracza próg tylko nieznacznie, to obie mogą znaleźć się poza parlamentem - mówią posłowie Sojuszu. I dodają: - A jeśli któraś przetrwa, to raczej SLD, marka starsza i lepiej zakorzeniona w społecznej świadomości.