Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych, fasadowy parlament, uchwaliło jednogłośnie "prawo przeciwko secesji Tajwanu". Ustawa przewiduje, że gdyby Tajwan, faktycznie niezależny od Chin, ogłosił formalną niepodległość, Pekin użyje "środków innych niż pokojowe i wszelkich koniecznych", by do tego nie dopuścić. W stronę Tajwanu, położonego 200 km od Chin uważających wyspę za swoją prowincji, wymierzonych jest 700 rakiet średniego zasięgu. Od lat Pekin nawołuje Tajwan do zjednoczenia. Premier Wen Jiabao uspokaja, że Pekin nie pójdzie na wojnę, jeśli tylko pozostanie "iskierka nadziei" na pokojowe zjednoczenie. Zdaniem obserwatorów Pekin, który bezradnie przypatruje się "tajwanizacji" wyspy przez prezydenta Chen Shui biana, postanowił go przestrzec i powstrzymać przed proniepodległościowymi zapędami. Z sondaży wynika jednak, że na Tajwanie zwolennicy ogłoszenia niepodległości z każdą pogróżką Pekinu zyskują kilka punktów. Rząd tajwański nazwał ustawę "czekiem in blanco" dla inwazji.
Niezadowolenia nie kryje Waszyngton. Niewykluczone jest też, że ustawa stanie się dla UE argumentem, by utrzymać embargo na sprzedaż broni do Chin.